sobota, 28 czerwca 2014

11. Zagadka rozwiązana...

                                                                                      ***

- Cześć Ryan. Masz może mi coś do powiedzenia? - zapytałam z obrzydzeniem w oczach. - Po cholerę za nami poszliście do tego parku? Nikt was o to nie prosił a wiedziałeś, że Fredro po waszej szarpaninie był nakręcony. Błyszczały wam oczy, gnojku. To wszystko wasza wina! - krzyknęłam. Chwyciłam się za głowę jedną ręką a drugą podtrzymywałam pod bok. - Możesz mi powiedzieć skąd to wszystko wiedziałeś? Wyjaśnij mi to... 

- Czy ty dalej nie widzisz tego, jak ten frajer mąci ci w głowie? Znów robi z ciebie idiotkę, wykorzysta cię, skrzywdzi i będzie tak cały czas. Nie widzisz tego, prawda? Nie, bo najważniejszą osobą o którą się martwisz jesteś ty sama, z czego nawet nie wiesz co jest dla ciebie dobre a nam nie dajesz sobie pomóc. - jego oczy błagały abym zrozumiała co ma mi do przekazania. Tak bardzo widać było troskę  nie tylko w jego oczach ale  w zachowaniu i w słowach. Złamał mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy mimowolnie poleciały mi po policzkach. 

- Cieszę się i na prawdę doceniam to, że starasz mi się pomóc, że wszyscy się staracie. Ale sama się urodziłam i sama umrę, nie możecie decydować za mnie co jest dla mnie najlepsze. Sami do końca nie wiecie co jest dobre dla was, Ryan. Gdybyś wiedział co jest dla ciebie dobre, w życiu nie pozwoliłbyś, żeby Ash pokochała cię tak mocno jak ja pokochałam Justina. Nie pomyślałeś o konsekwencjach, spodobała ci się i jedyne co wiedziałeś to to, że chcesz zasmakować jej ust, jej dotyku. Móc słuchać jej głosu i przebywać razem z nią, słuchać jej śmiechu i przeżywać z nią najlepsze chwile. Ja to widzę, Ryan, widzę też, że nie chcesz dla mnie źle, ale to co zrobiliście... To co zrobiliście było straszne. - powiedziałam tłumiąc w sobie wszystkie emocje, które mną teraz zawładnęły. Czułam gorycz, ból, rozpacz, wściekłość a przede wszystkim smutek. W jego oczach widziałam jedynie zrezygnowanie i zwątpienie w to by mógł mnie przekonać abym stała się nieufna co do Justina. Nie odpowiadał, więc kontynuowałam swoją mowę. - Może i mieliście rację, że Justin nas wszystkich poróżni, ale chcę być szczęśliwa. Bez niego nie jestem, jestem wrakiem człowieka, który oddał swoją duszę za miłość. Jest mi potrzebny jak powietrze, bez niego się duszę i mam wrażenie, że jestem sama nawet jeżeli nie jestem. Mam was i was też bardzo kocham ale nie w ten sam sposób co jego. - kiedy to powiedziałam spojrzałam mu w oczy. Obraz był rozmyty przez ciągle napływające łzy, nic nie powiedział. Stał w miejscu z spuszczoną głową. - Cześć, Ryan. - powiedziałam i odeszłam. 

Dziewczyny stały w miejscu i bacznie przyglądały się całej zaistniałej sytuacji. Jedynie Ashley była w swoim innym świecie. Ale teraz nie było to najważniejsze. 

- Chodźmy do domu. - powiedziałam i ruszyliśmy wszyscy przed siebie. Ryan zrozumiał, że to wszystko co miałam mu do powiedzenia, odwrócił się w poszedł w stronę domu.  Demi otworzyła drzwi, weszliśmy do środka. Od razu pobiegłam w stronę apteczki, w której znajdowały się wszystkie potrzebne mi środki do opatrunku ran Justina. Justin położył się na kanapie w salonie, a ja zaczęłam powoli i dokładnie przemywać każdą z ran, których doznał podczas pobicia. 

- To my posprzątamy ten cały bałagan. - powiedziała Kels. Dziewczyny zabrały się do porządków, co trochę spoglądając w naszą stronę. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ta cała sytuacja z pobiciem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie chcę myśleć co będzie dalej. Może być lepiej, może być gorzej. Jednak dla mnie najważniejsze jest to, co jest teraz. Justin jest
przy mnie i nie zamierzam go
zostawić. 

- Dziękuje Ci za wszystko. - powiedział Justin patrząc swoimi brązowymi tęczówkami prosto w moje zapłakane i podpuchnięte oczy. 

- Nie masz za co dziękować, to raczej należało do mojego obowiązku. Kocham Cię i nie pozwolę na to, aby ktoś zrobił Ci krzywdę. Może to nie brzmi zbyt kobieco, ale taka jest moja natura. - pochyliłam się nad nim, aby złączyć nasze usta w pocałunku. 

Dziewczyny posprzątały cały bałagan i poszły do domu. Zostałam sama z Justinem, który po silnych środkach przeciwbólowy zasnął jak niemowlę. 

*módlmy się, aby to był koniec na dzień dzisiejszy.* 

*Prov Kelsey*

Ta cała sytuacja była dziwna, ale dotknęła każdego z nas. Jednego mniej, drugiego bardziej. Zdziwił mnie fakt, że chłopcy tak zareagowali. Przecież nie musieli tego robić. Wystarczyłaby zwykła rozmowa. Ale nie, no po co! Nie ogarniam ich sposobu rozumowania. Pobiją się i będzie zajebiście? W tym przypadku chyba tak nie będzie. To znaczy, mam nadzieję, że będzie wszystko okej, ale nie wiem. Sama gubię się w swoich myślach i toku rozumowania. Pozostawmy to tak jak jest. Martwi mnie jednak Ashley. Nic nawet nie odezwała się podczas sprzątania. Przecież Selena powiedziała tak jak jest, nie wymyśliła sobie tego. 

- Ashley, czemu milczysz? - zapytałam, bo już nie mogłam wytrzymać. 

- Przecież nie milczę. - odpowiedziała 

- Ehe, jasne a ja to syrenka Arielka. - dopowiedziała Demi. 

- O co wam chodzi? - zapytała Ash wyraźnie wkurzona.

- Błagam Cię nie rób z siebie większej idiotki niż jesteś! - krzyknęła Demi. 

- Dziewczyny spokój mi tu! - podniosłam głos na obydwie. - Ash, wiemy przecież doskonale, że chodzi o to co Selena powiedziała do Ryana. - Ash spuściła głowę. - Ej, to przecież nie jest nic złego.. Przynajmniej wie, co złego zrobił.- powiedziałam, aby ją pocieszyć. Ale chyba się nie udało, bo Ash zaczęła płakać. 

- Ej... - Demi podeszła do niej i objęła ją.- Wszystko będzie dobrze, przecież nic w waszej relacji się nie zmieni. 

- Nie zmieni się? Serio? Chyba serio żyjecie w jakiejś swojej własnej bajce, gdzie po kłótni czy powiedzeniu czegoś takiego wszystko będzie jak dawniej. Mogę się założyć, że Ryan nie będzie chciał mnie znać, a co dopiero przebywać w moim towarzystwie. Lepiej będzie dla wszystkich, jeżeli zniknę na trochę z tego otoczenia. 

- Ashley, nie możesz tego zrobić. Przecież widziałaś, że dzisiaj było okej. Przecież on już to wiedział. Selena tylko mu o tym znowu przypomniała. Znasz go, on nie bierze sobie takich rzeczy do serca. Mogę się założyć, że nawet nie zwrócił uwagi na to zdanie, które zostało powiedziane. - odpowiedziałam i przytuliłam ją. 

- Dobra, nie ma mazania się! - podsumowała Demi. - Najebane? To do domu! - wszystkie naraz wybuchnęłyśmy śmiechem. 

- A ty Ash, nie przejmuj się, bo naprawdę nie warto. Zobaczysz, że jutro znowu wszystko wróci do normy. - dałam jej pocieszającego buziaka w policzek. 

Rozdzieliłyśmy się w swoje strony i każda z nas dotarła do swojego domu. Ciekawe jak chłopcy podsumują swoją "krwawą" robotę dnia dzisiejszego. 

*Prov Fredro*

Byłem wściekły, złość nie chciała ze mnie wyparować, trzymała się mnie kurczowo jak Selena kiedy Justin przyszedł pod sklep kiedy stanąłem przed nią, chcąc ją chronić. 

- Nie podaruję skurwysynowi... - powiedziałem, poczułem jak James ze Scootem patrzą na mnie z uśmieszkiem. 

- To jaki mamy plan? - zapytał Scoot. 

- Jeszcze nie wiem, ale ten frajer pożałuję, że w ogóle postanowił rozkochać w sobie Selenę. Nie dociera do mnie, kurwa jak ona może go jeszcze bronić po tym wszystkim jak ją skrzywdził. Jak ten pajac ośmieszył ją przed wszystkimi całując się a potem jeszcze bzykając z Dianą... Przecież ta szmata to najgorsze gówno. Selena tak cierpiała... - żal mi się jej zrobiło, zaciskając pięści uniosłem głowę do nieba. - Nie dam mu jej po raz kolejny skrzywdzić. 

*Chwila!...* 

- Kurwa... - powiedziałem na głos, choć myślałem, że powiedziałem to tylko w swoich myślach. 

- Co? - zapytał zdziwiony James. 

- Co?- zapytałem go. Wyrwał mnie z zamyślenia...

- Co się stało? - powtórzył pytanie unosząc brwi.

- O to chodziło dziewczynom, mówiąc, że Justin będzie chciał nas znowu poróżnić z Seleną. Zagadka rozwiązana. - powiedziałem wkurwiony. W tym momencie moje oczy zaczęły płonąć z wściekłości. - Chłopcy... Nie możemy na to pozwolić.... musimy zrobić z nim porządek. - powiedziałem uśmiechając się do nich w porozumiewawczym geście. Zrozumieli o co mi chodzi. 

_____________________________________________________________-
ciąg dalszy nastąpi, soon.... 

Dobranoc. SOCZEK I ALEX <3