wtorek, 8 lipca 2014

12. W skrócie...

*Selena Prov*

Od czasu kiedy dziewczyny wyszły z mojego domu cały czas siedziałam obok Justina, który po silnych lekach usnął jak niemowlę. Nie mogłam zrozumieć jak chłopcy mogli go aż tak pobić. Wiedziałam, że kiedyś wybuchną jak wulkany, jednakże nie przypuszczałam, że tak szybko. Wiedzieli, że jest dla mnie bardzo ważną osobą, ile przez niego wycierpiałam i jak wiele dla niego poświęciłam.

- O czym tak myślisz? - powiedział nagle Justin wyrywając mnie z zamyślenia. Przetarł delikatnie zmęczoną twarz odrapanymi dłońmi.

- Martwię się... Martwię się, że znowu będą chcieli coś zrobić, nie wiem czy wybaczą ci tak jak ja... Boję się, po prostu boję. - powiedziałam przygryzając wnętrze policzka tak mocno, że po chwili poczułam krew i skrzywiłam twarz z niesmaku.

- Będzie dobrze, zadbam o ciebie, na nich mam wyjebane. Liczysz się dla mnie tylko ty, ale że oni są twoimi przyjaciółmi... - Zabłysły mu oczy. - To nic nie znaczy, odpłacę się im jeszcze.

- Justin... - poprosiłam z widocznym zmartwieniem w oczach, przestraszyłam się. - Uspokój się, to są moi przyjaciele do kurwy nędzy i nie chcę z nimi zrywać kontaktu tylko dlatego, że wróciłam do ciebie. Powinieneś robić wszystko, żeby było między nami jak najlepiej okej a nie dopierdalać tak jak ogórków kiszonych do jogurtów. Oni są moją rodziną, nie są idealni ale ich kocham. Są dla mnie bardzo ważni i TY nie rób syfu. Postaraj się nadrobić zaufanie, które straciłeś w ich oczach... - nagle poczułam, że mam kontrolę, nie do końca wiedziałam nad czym ale adrenalina napływała do mnie z każdym wypływającym słowem, które wypowiadałam. Oczy Justina rozszerzyły się, podpierając się na łokciach usiadł patrząc na mnie spode łba.

- Ty chyba sobie ze mnie, kurwa jaja robisz! Te gnoje urządzili mi prawie mordobicie, nie broniłem się bo wiem jak byś na to wszystko zareagowała i zależy mi na tobie, tylko dlatego nie oddałem ani razu jednego choćby ciosu... A ty, kurwa oczekujesz, że ja po tym wszystkim będę im te ich zajebane w dupę cipska lizał, żeby nadrobić ich zaufanie?! Sram na to ich zaufanie, ty się dla mnie liczysz a nie jacyś frajerzy i przyjaciółeczki, gdzie jedna się mnie boi a druga nigdy nie powiedziała ci prawdy co do mnie czuję... Poświęciła waszą przyjaźń, żeby zbliżyć się do mnie. I co ty na to? Dalej uważasz, że to twoja rodzina? - powiedział to nie wahając się nawet, nie zauważając jak mnie pęka serce z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Zamurowało mnie.

- Tak, ale jednak to oni byli przy mnie cały ten jebany czas, kiedy Ciebie nie było, a moje serce było połamane na miliardy kawałeczków. Gdyby nie Fredo, nie miałbyś teraz kogo kochać... Nie miałbyś o kogo walczyć. - łzy w moich oczach ciągle narastały. Walczyłam aby nie wydostały się z moich oczu. - Postaw się na moim miejscu. Spróbuj zrozumieć też mnie. Wiem, że twoje ego na to nie pozwala, ale przełam się i wczuj się we mnie. Co ty byś zrobił w takiej sytuacji? - przerwałam na chwilę swój monolog. Justin nic się nie odzywał, więc postanowiłam mówić dalej. - Przyszedłbyś na mój pogrzeb? - zapytałam dławiąc się szlochem.

- Czekaj co? - nareszcie królewicz zdecydował się odezwać.

- No właśnie. Nawet nie masz pierdolonego pojęcia co działo się przez ten cały czas ze mną. Fredo pilnował mnie, abym nie chodziła zaćpana, pijana czy ze śladami po żyletce na nadgarstkach. Wyciągał mnie z domu często na siłę, bylebym nie była sama. Dzięki niemu odzyskałam jakiekolwiek siły i nadzieję na to, że będzie lepiej. Jednak ty byłeś zajęty swoją dupą i myśleniem tylko i wyłącznie o sobie, żeby zauważyć jaka się przez Ciebie stałam. - spuściłam wzrok na swoje ręce. Justin nic się nie odzywał. Chyba starał się w jakiś sposób mnie zrozumieć. Po ciszy, która dla mnie trwała wieki, nareszcie zdecydował się zabrać głos.

- Jeżeli jest to dla Ciebie takie ważne, spróbuję naprawić to co zjebałem. Robię to tylko ze względu na Ciebie, ponieważ nie chcę cię pod żadnym pozorem stracić. Chcę aby było jak dawniej. Ale czy oni mnie zaakceptują na nowo? - nareszcie zaczął gadać jak człowiek. - To znaczy, chodzi mi o chłopców i Demi. Czy nie będzie z tym problemu?

- Problem zawsze będzie. Większy czy mniejszy, ale trzeba starać się go rozwiązać. Jeżeli zauważą, że się starasz, wszystko powinno iść w dobrym kierunku. - spojrzałam na Justina, którego wzrok był utkwiony w oknie na przeciwko nas. - Nie chcę cię do tego zmuszać ale muszę... Choćby ze względu na wasze interesy. Jego oczy otworzyły się nagle bardzo szeroko jakby zobaczył Angeline Jolie przed sobą.

- Co ty pierdolisz?! Fredro ci wszystko powiedział?! - jego oczy znów zabłysły a żyły na szyi bardzo szybko stały się wyraźnie zarysowane, zacisnął pięści. Kiedy nie odpowiedziałam będąc zdumioną dlaczego tak się zdenerwował krzyknął- No odpowiedz kurwa!- potrząsnął mną, łzy zaczęły mocno spływać po moich policzkach.

- Puść mnie.. wydukałam jakbym bała się odpowiedzieć pani na matematyce dlaczego piszę na telefonie podczas lekcji. Tak jakby nie dowierzał własnym czynom puścił mnie, po czym spojrzał na swoje ręce tak jakby nie należały do niego.

- Ja... Przepraszam... - powiedział powoli. Chyba stracił nad sobą kontrolę.

- Selena! Wróciłam! Gdzie jes... - mama wparowała od razu do salonu. Spojrzała zdezorientowana na mnie i na Justina. - Co on tu kurwa robi? - spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem.

- Mamo, Jus...

- To ja lepiej już pójdę. - wychylił się Justin. Podniósł się z fotela, pocałował mnie w policzek. - Panią też miło widzieć. - odpowiedział mojej matce i wyszedł z domu.

- Bezczelny... - zawarczała mama. - Ale serio Selena, co ten sukinsyn tutaj robił?

- W skrócie. Chciał się pogodzić, chłopcy mu skopali tyłek, wybaczyłam mu i przyszliśmy tutaj, ponieważ chciałam go opatrzyć. - powiedziałam jednym tchem.

- Boże dziecko... Ty jesteś taka głupia czy tylko udajesz? - spojrzała w moją stronę. - Zaczynam wątpić w to, że udajesz. - dodała bez namysłu.

- Ale mamo, teraz będzie inaczej. - spojrzałam na nią smutnym wzrokiem.

- Jak inaczej? Znowu będzie cię bił, namawiał do najgorszego, znowu będziesz wrakiem nastolatki? O nie, ja na to mu nie pozwolę. A chłopcy dobrze, że mu dupę skopali. Nigdy nie lubiłam tego skurwysyna. Cwaniak jeden, pierdolony egoista. Co on sobie wyobraża pojawiając się tutaj w domu? Że przywitam go chlebem i solą? No kurwa, się chłopaczek zawiódł pewnie, bo w życiu nie miałam zamiaru go tak powitać. Najprędzej to bym mu sama r...

- Stop mamo! Wiem co byś do cholery zrobiła. Ale proszę skończ. Nie chcę tego słuchać.

- Córuś, ja tylko próbuję Ci powiedzieć, że ten chłopak znów cię zniszczy i sprowadzi na dno. Ale rób co chcesz. Jeżeli znowu tak będzie, że będziesz przez niego nie wracać na noc lub wracać pod wpływem alkoholu, nie ręczę za siebie. Nie chcę widzieć cię w takim stanie mimo tego, że ostrzegałam, prosiłam a nawet błagałam.

- Mamuś, teraz ja cię proszę, daj mi to wszystko przemyśleć. Jest późno a ja chciałabym się przespać choćby chwilkę. - poprosiłam niemal błagalnym tonem ocierając twarz z łez.

- Poczekaj chwilę... Co to do cholery ma być?! Co on ci zrobił?! - Chwytając mnie za przedramię zaczęła się przyglądać czerwono-fioletowemu plamie.

- Nic, chwyciłam się z nerwów i mocno trzymałam. Zejdzie mi do jutra. - powiedziałam wahając się czy powinnam powiedzieć jej prawdę o tym co Justin zrobił tuż przed jej przyjściem. - Dobranoc, mamo.- nie dając jej dojść do słowa wyrwałam się z jej objęcia i pokierowałam do swojego pokoju.

* Oby nic więcej się nie przytrafiło tej nocy*

*Kayle Prov.*

Wszyscy byliśmy jednomyślni co do stwierdzenia "czas zacząć wojnę z Bieberem.'' Trzeba tylko wszystko tak przeprowadzić, aby dziewczyny niczego się nie domyśliły.

- To co, najpierw wypierdalamy go z naszego zajebistego interesu, a potem niszczymy jego psychikę? - zapytałem z uśmiechem na twarzy.

- Tak dokładnie, o to mi chodzi. - odrzekł Alfredo z wyższością.

- Ale czekajcie, jeżeli jego wyjebiemy to czy nie stracimy naszych klientów? - zapytał Scoot.

- Spokojnie chłopcy, mamy u nich zaufanie. Ci ludzie ufają tylko nam. W sumie tego gnojka dawno z nami nie widzieli więc co miałoby się zmienić? - zapytałem wszystkich zebranych.

- W sumie to masz rację. Oni już wiedzą na kim mogą polegać, a kogo kopnąć w dupę... - zabrał głos Ryan.

- Właśnie... Dlatego my nic w tym nie stracimy. My możemy jedynie zyskać.

- Dobra, to od kiedy zaczynamy? - zapytał James.

- Najlepiej jak najszybciej... Musimy tylko rozpracować jaki on ma plan, a potem to już pójdzie.

- Możemy podpytać dziewczyn czy nie mają żadnych wiadomości od Seleny. - odezwał się Scoot.

- No to jedziecie z tym. Który z was pisze?

- Ja mogę napisać do Ash o ile nie poszła spać. - odpowiedział Fredo.

- Dobra, ona nam zawsze wszystko wyśpiewa, pisz. - odezwał się Ryan.

* Ashley Prov.*

Słodko sobie spałam śniąc o krainie jednorożców, gdzie byłam księżniczką, kiedy usłyszałam wibrujący telefon przy poduszce.

- Kogo kurwa Bóg opuścił. - powiedziałam sama do siebie. Spojrzałam na wyświetlacz i wszystko było jasne. - Czego ten idiota ode mnie do cholery chce.

Od: Fredo

Hej młoda. Odzywała się może do Ciebie Sel?

No ja pierdole. Jest prawie północ, a ten budzi mnie tylko po to?

Do: Fredo

Siema frajerze, właśnie obudziłeś mnie z pięknego snu. Nie, nie odzywała się. Hello, jest prawie północ. Kto o zdrowych zmysłach, po imprezie jeszcze nie śpi? Chyba tylko ty. A co chcesz?

Rzuciłam telefonem na łóżko z nadzieją, że już nie odpisze bo usnął albo coś w tym stylu. Jednak się myliłam, za chwile znów słyszałam ten jebany dźwięk wibracji. Kiedyś jak boga kocham go zapierdolę.

Od: Fredo

Nie, nic tak tylko pytam. Jakby się odezwała, to daj mi znać, okej?

No kurwa naprawdę?! I tylko po to wybudzał mnie ze snu, kiedy miałam zamiar polatać na jednorożcu?!

Do: Fredo

Dobra, napiszę. Tymczasem spierdalam do mojej krainy, gdzie jestem księżniczką i wszystko mogę. Nara pacanie.

Odpisałam szybko na wiadomość, wyłączyłam te jebane wibracje i jebnęłam telefonem gdzieś na drugi koniec pokoju. Dziękuję za uwagę, wracam rządzić tym pięknym światem w mojej wyobraźni.

1 komentarz:

  1. Te zakończenie jest idealne ;D
    W ogóle cały rozdział jest super :D

    OdpowiedzUsuń