wtorek, 27 sierpnia 2013

6. Czy ktoś coś pamięta...?

***

- Co tu tak głośno? - zapytał Fredro rozszerzając oczy i spoglądając na nas a potem na blat ukazujący pustą butelkę po Malibu. - Okej, rozumiem... My też coś przynieśliśmy. - spojrzał na Ryana. Ryan podniósł butelkę smirnoffa i uśmiechnął się krzywo i podnosząc brwi, nie zauważając nawet kiedy Ash do niego podeszła i dała całusa w policzek. 

- Cześ Ray... - czknęła Ash i zawieszając mu się na ramionach. 


- Cześć Ash, wszystko z tobą w porządku? - zapytał James z obawą w głosie. Wszyscy wiemy co Ashley kiedyś czuła do Ryana, chyba dalej czuję. Niektórzy to olewają bo nie chcą się wtrącać w nie swoje sprawy. Mają dość przeżywania, godzenia, kłócenia i wszystkiego innego. 



- Ahley, chodź. Pójdziemy zobaczyć co z Kelsey i Demi. Wchodźcie chłopcy. - starałam się trzymać równowagę i wzięłam ją pod ręke. 


- Sel... Chodź ze mną na podwórko. Chcę zapalić. - spojrzała na mnie znacząco. Wzięłam paczkę papierosów, spojrzałam na Fredra i szepnęłam mu do ucha. 

- Przypilnuj dziewczyny i Ryana, żeby się za bardzo nie spili. Wiesz przecież co będzie z Ash jeśli Ryan zacznie mówić o Rosse. - Fredro pokiwał mi głową i uśmiechnął się. Podeszłam do Ash podpierająca się o drzwi wejściowe mojego domu i wyszłyśmy. 


- Sel... - zaczęła ze smutkiem. - Ja go kocham... - powiedziała po chwili ze zaszklonymi oczami a ja przygryzłam wnętrze policzka i przytuliłam ją mocno. 


- Wiem, Ash... Wiem. Ale musisz się trzymać, jesteśmy z dziewczynami z tobą, baw się z nami i resztą a Ryana zostaw samemu sobie, niech bawi się z chłopakami. Musisz go olać, nie możesz znowu zaczynać tej historii, zniszczysz się do końca. - wypuściłam ją z ramion i podałam jej paczkę i wkładając sobie papierosa do ust, odpalając go zaciągnęłam się i trzymałam w płucach przez dłuższą chwilę chmurę. 

- Selena... on i tak mnie nie pokocha, przepraszam jeśli zepsuję ci impresę. I mam prośbę. - powiedziała bełkotliwie i spojrzała mi głęboko w oczy. Nie mówiąc nic, czekałam aż dokończy. - Chcę abyś mnie po imprezie odprowadziła do domu, ogarnęła i kiedy będę robić coś co będę potem żałować, odciągnij mnie. Dobrze? Proszę. - błagała wzrokiem. 

- Ash, Sel. Wracajcie już, będziemy się bawić, pić i tańczyć. Nie możemy myśleć o chłopakach, prawda Sel? - podchodząc patrzyła mi w oczy Demi. Wiedziałam o co jej chodzi.

 Zanim zaczęłam być w związku z Justinem kochałam Demi jakby była moją siostrą, razem z Fredrem poznała mnie z resztą paczki, która teraz jest jak moja druga rodzina. Ale kiedy pokłóciłam się z Justinem, myślałam, że wszyscy będą mnie wspierać, jednak Justin ich nastawił przeciwko mnie i byłam sama. Zauroczył Demi i kiedy przechodziłam obok mojej straconej rodziny on posyłał mi złośliwe uśmieszki i przytulał Demi i ją całował. Nikt nie całował jak Justin. Nikt nie przytulał jak on. Desperacko pragnęłam porozmawiać z Demi, z każdym innym, ale oni się po prostu ode mnie odwrócili. Kiedy próbowałam porozmawiać z Demi ona odwracała się na pięcie i mówiła, że nie chcę mnie znać. Bolało mnie to tak strasznie, jak gdyby ktoś mi wbijał nóż w plecy i kręcił nim próbując sprawdzić, czy to boli, czy będzie lecieć krew. Wtedy wykręcili mi dziurę w sercu, pustka wypełniała mnie całą, nie mogłam spać w nocy, ciągle zastanawiałam się co Justin zrobił, co im takiego powiedział. Wtedy zaczęłam spotykać się z Danem, był rok starszy ode mnie i zawsze wiedziałam, że mu się podobam. Był zielarzem, zawsze kiedy chciał się ze mną spotkać to pytał czy pójdziemy na spacer na blanta. Wtedy nie miałam nikogo innego, nie miałam co robić a jego lubiałam. Jego zielone oczy, poczucie humoru i nieporadność kiedy się źle czułam lub po prostu zapadała między nami niezręczna cisza. Wtedy zaczęłam codziennie palić trawkę, potrafiłam wychodzić rano i wracać późnym wieczorem i przez cały dzień nie robić nic innego tylko palić trawę. Któregoś dnia spotkałam ich przechodząc pod rękę z Danem i Justin spojrzał na mnie z zazdrością, ktoś z nich do mnie krzyknął, żebym podeszła do nich, byłam ujarana i odkrzyknęłam tak, żeby każdy na ulicy mnie usłyszał, żeby zamknął mordę, choć nawet nie wiedziałam do kogo kieruję te słowa. 

- Sel, wszystko w porządku? - zapytała mnie Ash wpatrując się we mnie wraz z Demi. 

- Tak, tak. Chodźmy, zabalujmy. - uśmiechnęłam się szeroko prosząc samą siebie, aby zapomnieć o tym wszystkim, to już nie ma przecież miejsca. Kiedy weszłyśmy do domu z powrotem, w głośnikach leciała piosenka Eminem'a "lose yourself" a Kels siedziała i śmiała się z chłopakami na kanapach. 

- Ooo! Wreszcie nasze gwiazdy wróciły. Czekaliśmy na was z wódką. Chodźcie, siadajcie i zaczynamy zabawę. - James krzyknął a Scoot i Ryan się roześmiali. 


- Dobra, to co zrobiliście? Proszku przeczyszczającego dosypaliście czy co? - zapytałam wzdychając i biorąc się pod boki. 



- Ale my nic nie zrobiliśmy! - krzyknął Kayle i wszyscy którzy siedzieli na kanapach roześmiali się. 


- Okej, powiedzmy, że wam wierzę. Polewajcie! - odkrzyknęłam z uśmiechem na twarzy. Kayle wziął wódkę do ręki i polał do każdego kieliszka. Podałam kieliszek Ash i dzięki bogu nie upuściła na ziemię ani kropelki trunku mimo jej stanu. Wypiliśmy po kolejce i wróciliśmy do tańca o ile to tańcem można było nazwać. Każda z nas kręciła tyłkiem. Nie wiem dlaczego to robiłyśmy, skoro są również inne sposoby tańca ale no, nieważne. Chłopcy siedzieli i co chwila popijali jakieś trunki, które wyjęłam z barku mamy. Po jakiś dwóch flaszkach Jacka Daniells'a chłopcy już latali jakby wypili po flaszce na głowę. Nagle Ashley zniknęła mi z oczu. 

- Kels, widziałaś Ash... Miała tańczyć z nami ale jej tu nie widzę. Nie widzę też Ryana i mam nadzieję, że się aktualnie nie mordują się gdzieś na górze albo na podwórku, pomożesz mi ich szukać? - powiedziałam zmartwiona. Ashley nie może mu powiedzieć, że go kocha. On to wie a i tak się łudzi, że to nie prawda. Nigdy nie dałby jej szansy, nie kocha jej. To typ zimnego pączka, lepiej jeść na ciepło, kiedy czuję się rozpływającą czekoladę i ciepło przechodzące przez gardło gdy go przełykasz, nie wolno jeść zimnego, bo czujesz gorycz tej słodyczy a później będziesz żałować bo słodycz jest tylko an chwilę a ból brzucha zostanie dłużej i nie wyjdziesz z toalety przez kilka godzin po czym wrócisz parę minut później aby to powtórzyć. Jeśli mu to powie, zniszczy samą siebie, nie wybaczy sobie tego, że powiedziała mu wszystko po alkoholu. - Musimy ją znaleźć. - dopowiedziałam coraz bardziej zmartwiona. Poszłyśmy na górę po schodach i od razu zauważyłyśmy Ashley i Ryana. Ashley była oparta o ścianę. Wściekła, było widać to po jej wyrazie miny i rękach skrzyżowanych na piersi niczym małe dziecko tupiące nóżką, które nie dostało małego misia do przytulenia. Ryan otwartą ręką przecierał zmęczone i pijane oczy. Słuchał tylko Ash co ma do powiedzenia w ciszy.

- Jesteś tylko dupkiem, nic nie wartym chamem! Nie umiesz docenić żadnej dziewczyny! - Ashley nagle wybuchnęła płaczem i uderzyła Ryana pięścią w pierś. Chciała odejść ale przyciągnął ją do siebie i spojrzał na nią groźnie i przywarł ją do ściany. Spojrzałam na Kels pytając cicho co robimy. 

- Poczekajmy. Jeśli będzie źle wtedy wkraczamy. - zachowywałyśmy się jak ninja! Przywarłyśmy do ścian i zniżyłyśmy się tak, aby nas nie zauważyli. 

Prov Ashley

- Jesteś tylko dupkiem, nic nie wartym chamem! Nie umiesz docenić żadnej dziewczyny! - wybuchnęłam płaczem, nie mogłam patrzeć mu w oczy i uderzyłam go pięścią w pierś. Nie zareagował. Stał w ciszy, nic nie mówił tylko oczekiwał aż coś w końcu powiem. Chciałam odejść jak najszybciej mogłam, ale mnie zatrzymał Za każdym razem kiedy natrafiałam na jego oczy zastanawiałam się nad tym czy go bardziej kocham czy bardziej go kocham czy bardziej nienawidzę.  Zawsze pragnęłam mu powiedzieć, że go kocham. Patrzyliśmy chwilę na siebie, wydawał się taki spokojny, seksowny, jego jasne oczy, ciemne włosy zawsze starannie ułożone. Kocham go, nigdy go nie zapomnę a tak bardzo się staram. Poczułam, że zaraz z moich ust wypłyną słowa, których będę żałować. Jest skurwysynem, kocha każdą ładną dziewczynę. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam smutek, złość i coś czego nigdy w jego oczach nie widziałam, nie mogłam tego wzroku  wypalający moje oczy rozszyfrować. Przycisnął mnie do ściany i oparł się o nią za mną tak, że stałam między jego ramionami. 

- Ashley, wiesz, że nie możemy być razem, podobasz mi się, od zawsze. To chyba wiesz, musisz wiedzieć. Masz piękne oczy, uśmiech, wszystko... Ale razem być nie możemy. Ash zrozum to. - powiedział mi niemal niesłyszalnie do ucha i spojrzał ponownie w moje oczy. Znowu napłynęły łzy.

- Ale Ryan, ja cię kocham... - schowałam swoją twarz w dłonie. Zaczęłam płakać. Ryan podniósł mój podbródek zmuszając mnie do popatrzenia w jego piękne oczy. Obraz rozmazywał się przez łzy. - Nie chcę żyć bez ciebie...

Ryan nie dał mi skończyć mówić i mnie pocałował. Zawsze tego chciałam, desperacko go potrzebuję. Jak ryba wody, jak ptaki latania... Po prostu... jest jak tlen, kiedy go nie dostajesz, dusisz się, rozpaczliwie go pragniesz i się zaciągasz ale tracisz w końcu przytomność i umierasz. Ale gdy oddychasz, wiesz, że nie umrzesz, że jest nierozłączną częścią twojego życia. Trzymasz go w płucach, przy sercu, pompuje krew i cieszysz się każdym oddechem. Masz świadomość, że wielu ludziom oddech odebrano i przestało bić serce łamiąc tym samym serca ich najbliższym, wtedy i oni umierają, nie mają tego tlenu, oddychają trucizną i umierają w środku. Powoli. Taka jest moja miłość do niego, raz umiera ale rodzi się na nowo, ale boli serce bo wiem, że zostało wiele razy zranione. Jednak mimo wszystko w brzuchu czułam stado szarańczy, bo motyle to już nie były w stu procentach. 

Całował bardzo mocno, napierał ustami, jakby chciał pokazać, że to co przed chwilą powiedział było prawdą. Wiem, że to chwilowe, wiem, że jutro znów będzie się ze mną tylko kumplował. Ale pragnęłam tego tu i teraz, nie zastanawiając się nad tym co by było jutro. Tak, jakby jutra być nie miało. Delikatnie, uważając na każdy ruch chwyciłam w obie dłonie jego twarz, starając się zapamiętać jak smakują jego usta, każdy ich ruch. Łzy nieustannie spływały po moich policzkach, myślałam, że jestem we śnie. Znów o nim śnie. Jego ręce osunęły się na moją talię i zaciskały się dając mi znak, że to wcale nie jest sen, to jest na prawdę. Jedną rękę zsunęłam na jego pierś a drugą wciąż trzymałam jego policzek modląc się aby pozostał ze mną tak zwarty już na zawsze. Ryanowi zsunęły się dłonie niżej, na moje pośladki. Ugniatał je uważając jednak, aby mnie to nie bolało. Budził moje zmysły do życia, Pragnęłam go coraz bardziej. Nasze języki łączyły się i rozłączały tylko po to aby po chwili znów się połączyć. Pocałunki były coraz to gorętrze, łapczywe a nasze ręce zaczynały błądzić po całych naszych ciałach, chcąc odkryć najciemniejsze zakamarki pokryte ubraniami. Po moich policzkach przestały lecieć łzy, ale coraz bardziej chciałam, żeby być jego. Nigdy tak daleko nie zaszliśmy, zawsze był buziak. Czemu dzisiaj? Czemu jak mu wyznałam, że go kocham? 

- Ooo... Tu jesteście. - Selena krzyknęła w moją stronę z miną grożącą, że jeśli zaraz się od Ryana nie odkleję, będę miała przechlapane. Z jednej strony się cieszyłam, że powstrzymała nas przed pójściem dalej, z drugiej strony chciałam ją zabić, że zniszczyła tak znaczącą dla mnie chwilę.

- Emm cześć Selly. - powiedziałam czerwona jak burak chowając twarz we włosach.
- To ja Wam nie będę przeszkadzał. - Ryan ostatni raz cmoknął mnie w policzek i odszedł.
Selena i Kels spiorunowały go wzrokiem.

- No to teraz panienko masz przerąbane... - Kelsey spojrzała na mnie, a ja wiedziałam, że zaraz przejdę przez piekło zwane "przyjaciółki mówią co zrobiłam mimo, że to wiem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę"

_____________________________________________---
No to beng! mamy kolejny!
dziękujemy za komentarze i za wszystko. Ale, jakby tak obserwatorzy wzrośli to byśmy się nie obraziły, naprawdę. :)
~ Poranek . ~ Soczek. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

5. Czyste szaleństwo

***

Nie czekając zbyt długo usłyszałam śmiechy i otwieranie drzwi.

- Jesteśmy, głupie pipy!! - krzyknęła Demi wchodząc do kuchni i ku mojemu zaskoczeniu trzymała w ręku dużą szklaną butelkę.

- No nareszcie! Ile można na Was czekać?! I co ty trzymasz  ręce...? Błagam powiedz tylko, że to nie to o czym myślę... - powiedziałam błagalnie wykrzywiając twarz w grymasie. Demi uśmiechnęła się łobuzersko i podeszła do mnie z butelką ukazując nalepkę z napisem "Malibu".

- No nieee.... Błagam, głowa do tej pory mi pęka a wy chcecie mnie znowu upić, bezczelne pizdy..- spojrzałam z obawą w oczach choć wiedziały, że udaję zmartwioną.

- Chodźmy do salonu.- Kels w końcu się odezwała chichocząc.

- Kels. A ty coś taka rozbawiona? Naćpałaś się czegoś czy jak?- zapytałam śmiejąc się bo wiedziałam, że to nie nigdy by nie nastąpiło w życiu Kels.

- Może trochę... - Kels znowu zachichotała a moje oczy momentalnie zrobiły się wielkie.

- Że słucham?! Co? Jak? Z kim? Dlaczego? Po co? I dlaczego mnie nic nie powiedziałaś? Łeb by przestał mnie boleć. - powiedziałam oburzona ale zdradziłam się wybuchając śmiechem.

- Z Fredrem i Marcusem. Powiedzieli, że mają tego trochę więc wzięłam kilka buchów i zostałam zielarką. - przerwała nagłym napadem histerycznego śmiechu a ja spojrzałam na Demi i Ash.

- Co ci się znowu, kurwa dzieję? - zapytała Ash.

- Nic, nic... Poprostu... wyglądasz jak...  Og...Ogórek...- wydukała z siebie Kels dławiąc się śmiechem i plując śliną w stronę Ash. Spojrzałyśmy na Kels jak na idiotkę.

- Chcę mi się pić. Mam Saharę w ustach. - poskarżyła się układając usta w ciup.

- To idź sobie nalej wody...albo czekaj ja ci naleję bo nie wiadomo co ci odjebie. Chodź. - wzięłam za rękę Kels i zaprowadziłam ją do kuchni gdzie poczułam smród palonego popcornu.

- Ja pierdole... ja pierdoleeeee.... no nieee...! Dziewczyny!!! Help me right now! Popcorn zginął śmiercią tragiczną... - krzyknęłam otwierając okno w kuchni i wymachując rękoma w celu wypieprzenia dymu z pomieszczenia. W tym samym czasie Kels zaczęła krzyczeć

- Ratunku!!! Pomocy! Niech ktoś nam pomoże! - zaczęła płakać.

- Kels... uspokój się, to tylko popcorn się spalił. - spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Pomoooocy!!! - krzyczała zdzierając sobie coraz mocniej gardło.

- Kels! Uspokój się! - zaczęłam potrząsać jej ramiona, żeby na mnie chociaż spojrzała i się skupiła. Ale była tak ujarana, że nie słuchała co się do niej mówiło.W tym samym czasie powolnym ruchem wpełzły Demi i Ashley do kuchni rozmachując dym rękoma.

- Co się tu do cholery dzieję? - zapytała Demi.

- Pomóżcie mi! Pali się! Zaraz dom się spali! Pomocy! - krzyczała coraz głośniej Kels z rozmazanym tuszem pod oczami od łez.- Pomocy! - powtarzała.

- Ashley, wyjmij mleko z lodówki i weź stąd Kels bo zaraz ocipieje albo coś jej zrobię! Jak kocham tą dziewczynę tak jej teraz nienawidzę! - powiedziała Demi. Ash wyjęła z lodówki mleko, wzięła Kelsey z kuchni i poszły do mnie na piętro, aby Kelsey się uspokoiła. My z Demi ogarnęłyśmy kuchnie. Dzięki Bogu, to tylko dym i smród spalonego popcornu, więc wystarczy wywietrzyć pomieszczenie. Pootwierałyśmy okna w każdym pomieszczeniu znajdującym się w dolnej części domu. Po dwudziestu minutach dołączyły do nas dziewczyny. Kelsey wyglądała już na normalną, a Ashley niosła w ręce puste opakowanie po mleku.

- No bez jaj, że wypiłaś całą zawartość kartonu! - powiedziałam wyrzucając ręce ku niebu.

- Taa i połowę wyrzygała - powiedziała Ashley nie dając nic powiedzieć biednej Kels.

- To co Kelsey, oczyszczający kielon na dobre rozpoczęcie dnia bez fazy? - zaśmiałam się.

- Bardzo dobry pomysł! - powiedziała i uśmiechnęła się promiennie.

- Witamy starą Kels wśród żywych i normalnych. - powiedziała Demi, a my wybuchnęłyśmy nieopanowanym śmiechem. Poszłam po kieliszki do kuchni, w której dalej śmierdziało spalonym popcornem, wspięłam się na krześle do najwyższej półki i wyjęłam je na blat barku. Zeszłam z krzesełka, wzięłam kieliszki i cole z lodówki. Ashley już stała z otwartą butelką malibu w ręce i uśmiechała się do butelki. Spojrzałam na nią lekko zdezorientowana, no ale jak kto lubi. Nie wnikam.

- Dobra, to jedziemy dziewczęta! - wydałam z siebie okrzyk bojowy, a Demi jak to ona zakryła twarz dłonią. Wytargałam z rąk Ashley butelkę, a ona zrobiła minę obrażonej kaczki. Kelsey nie mogła i zaniosła się śmiechem. Chichot zaraz zamienił się w śmiech starej baby jagi.

- Kels! A ty z czego się śmiejesz?! - spojrzałam porozumiewawczo na Ashley. W tym samym momencie rzuciłyśmy się wrzeszcząc na Kelsey i łaskocząc ją w boki.

- Nie... Błagam... Ju...Już nie... Prze... Przestańcie! - pluła śliną śmiejąc i wijąc się po podłodze. Zeszłyśmy z niej widząc, że robi się purpurowa na twarzy. Demi odchrząknęła a my spojrzałyśmy na nią z Ash widząc, że Kels jeszcze wije się po podłodzę.

- No... to może w końcu się napijemy, co? - zapytała zniecierpliwiona poruszając brwiami.

- Demi... Czy coś się stało, że jesteś dziś jakaś ... Inna? - Ashley zapytała z troską w głosie. Demi spojrzała na mnie a ja poczułam się dziwnie podejrzliwie. Posłałam jej pytające spojrzenie ale nic nie powiedziała.

- Mmm... No to lej a nie czekaj. - Kels uśmiechnęła się wreszcie przestając się śmiać i wstając z podłogi.

- Hej, Demi... - zaczęłam z troską widząc zdenerwowanie i smutek na jej twarzy - Nam możesz powiedzieć, jesteśmy rodziną. - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Martwię się. Martwię się o chłopców... - na moją twarz malowało się zdziwienie, ale nie odzywałyśmy się z Ashley i Kels czekając aż dokończy mówić. - Martwię się, że Justin znowu chcę zakumplować się z Fredrem. - Demi spojrzała na mnie ze smutkiem na twarzy. - Podejrzewam, że znowu chcę się wpieprzyć w naszą paczkę i znowu poróżnić nas wszystkich z tobą, Sel. - powiedziała naciskając na "znowu"a ja zamarłam. Czyżby mój sen stawał się choć odrobinę realistyczny?

*Nie... Tylko nie on...*


Instynktownie przygryzłam wnętrze policzka. Ashley spojrzała na mnie i wiedziała o czym myślę. Mój sen wydawał się tak realistyczny... Zawładnął mną smutek. Spojrzałam na swoje palce u stóp mimowolnie nimi poruszając. Do tej pory pamiętam jak zdradził mnie z Dianą, nie odzywał się ponad miesiąc i w święta się dopiero przyznał, wysyłając mi sms, że musi mi coś powiedzieć. Wiedziałam o co chodzi, ale wcześniej wierzyłam i miałam nadzieję, że to może jednak nie prawda, że wszyscy nam zazdroszczą takich uczuć, których oni wtedy nie doświadczali. Serce porwał na milion kawałków, płakałam nocami, chodziłam w miejsca, gdzie było niebezpiecznie mając nadzieję, że ktoś mnie zaatakuję i trafię do szpitala po czym się obudzę we własnym łóżku i powiem, że na szczęście to wszystko to tylko sen i zaraz spotkam się z Justinem i go pocałuję na przywitanie, nie chciałam żyć, wierzyłam w to, że mnie kochał, przyjaciele zamartwiali się o mnie gdy znikałam na całe dni z domu nikomu nic nie mówiąc i nie odbierając od nikogo telefonów, nie mogłam spać, mama poszła ze mną do lekarza, żeby przypisał mi tabletki nasenne, któregoś dnia... któregoś dnia wymieszałam je z dwoma piwami przed szkołą. Nie poszłam do szkoły bo wiedziałam, że ON tam będzie i kiedy Fredro do mnie zadzwonił, odebrałam a on niemal natychmiast zapytał czemu nie ma mnie w szkole wtedy powoli powiedziałam, że jestem sama w domu, że połknęłam dużo tabletek nasennych i przepiłam je piwem i żeby przybiegł mi pomóc, że jestem sama i... wtedy zapadła cisza w telefonie. Obudziłam się nad sedesem w swoim domu, Fredrowi kapały łzy z twarzy na mój policzek. 
- Selena, błagam! Musisz żyć! Ocknij się! - usłyszałam kiedy uniosłam ciężkie powieki.W tym samym momencie zwymiotowałam do toalety.
- Boże... Fredro... - powiedziałam niemal niesłyszalnie, jednak Fredro usłyszał i zaszlochał ocierając jedną dłonią twarz z łez i uśmiechnął się do mnie przytulając mnie jak najmocniej. Czułam jak jestem cała spocona i nie mogę się ruszać pod wpływem tabletek, które zwiotczyły moje mięśnie. - Przepraszam. -wyszeptałam mu do ucha.
- Było blisko. Dobrze, że jesteś tutaj, ze mną, wśród żywych. 



Nagle poczułam szturchnięcie.



- Sel! Uspokój się! Jesteśmy tutaj z tobą i wszystko jest w porządku...- krzyknęła do mnie Ash. Zauważyłam, że przez ten cały czas, kiedy się zatraciłam w niedalekiej przeszłości cały czas kapały na podłogę moje łzy i zauważając to podniosłam głowę.



- Nienawidzę skurwiela. - powiedziałam i wybuchnęłam niekontrolowanym szlochem. Dziewczyny zaraz zamknęły mnie w grupowym uścisku powodując, że przez chwilę nie mogłam oddychać. Co jak co, ale kocham te wariatki nad życie i nie wiem co bym bez nich zrobiła. 

- Jesteśmy tu dla Ciebie i nikogo więcej, pamiętaj. - powiedziała Kels. Fajnie jest mieć taką zgraną rodzinkę. 



- Dobra, koniec tego użalania się nad sobą, - powiedziałam podnosząc głowę do góry i wycierając ostatnie łzy z policzków. - Dawajcie tą wódkę! - okrzyknęłam i uśmiechnęłam się szczerze. 



- No, i taka nam się podobasz! - odrzekła Ashley i dała mi buziaka w policzek. Wzięłam butelkę do ręki i rozlałam kolejno do kieliszków. Demi otworzyła cole, żebyśmy miały szybciej do popity. Pierwsza kolejka, poleciała bez jakichkolwiek grymasów na twarzach. Kolejne kolejki już popijałyśmy bo inaczej się nie dało. Za bardzo wyżerało gardło. Kończąc flaszkę byłyśmy już lekko mówiąc, wstawione. Wzięłam telefon do ręki, aby przejrzeć moje kontakty, napotkałam na Fredra i wybrałam jego numer. 

- Do kogo dzwonisz? - zapytała Ashley, której tym razem język najbardziej się plątał. 



- Do Fredra. - odpowiedziałam jej z uśmiechem. 



- Selly, czy ty oby na pewno chcesz, aby przyszli chłopcy? - zapytała Demi, która w sumie była najbardziej trzeźwa. 



- Tak, myślę że tak. Dlaczego miałby być to zły pomysł? - zapytałam lekko zmieszana, bo nie do końca wiedziałam o co jej chodzi. 



- Emm, że tak powiem... Ashley, Ryan... Razem, kiedy ona jest lekko nieogarnięta... To nie może być nic dobrego. - powiedziała poważnym tonem. 



- Spokojnie, nic się nie stanie. Wszystko mam pod kontrolą. - uśmiechnęłam się, a w słuchawce usłyszałam głos przyjaciela. 



- Halo?



- No siema, wbijacie z chłopakami do mnie? Poprawiny wczorajszej imprezy. 



- Hmm wbijamy czyli kto? 



- No ty i reszta ciołków. 



- No dobra, to zbiorę ich i zaraz będziemy. 



- Okej, czekamy. 

W czasie, kiedy chłopcy mieli przyjść, włączyłam wierzę, w której akurat była płyta Lil Wayne'a. Coś dobrego na imprezę. Spojrzałam na Ashley, która w momencie się ożywiła. Kochała jego styl, a tym bardziej piosenki, jakie wykonywał z Drake'm. Pierwsza włączyła się piosenka "She Will". Ash od razu wstała i zaczęła kołysać biodrami w rytm piosenki.
She just started to pop it for a nigga

And look back and tell me “baby, its real”
And I say I aint doubt you for a second
I squeeze it and I can tell how it feel *

Dziewczyny spojrzały na siebie, po czym nic więcej nie mówiąc też zaczęły tańczyć. Dołączyłam do nich, kiedy nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. 

- Wejść! - Wydarłam się na cały dom, tak aby usłyszeli mnie mimo głośnej muzyki. Chłopcy ukazali się w drzwiach, a my dalej tańczyłyśmy. 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

4. spokojnie, to tylko sen...

***
Selena prov. 

*Siedziałam w domu przed telewizorem oglądając mój ulubiony serial kiedy nagle usłyszałam ostre pukanie do drzwi.
- Otwieraj te pieprzone drzwi dziwko! - usłyszałam znajomy mi głos.
Nie ukrywam, że się przestraszyłam. Szybko wstałam z kanapy i ruszyłam w kierunku drzwi, za którymi stał wkurwiony Justin.
- Co się do ch.... - nawet nie dał mi dokończyć zdania. Rzucił się na mnie, chwytając mnie mocno za nadgarstki i przyciskając do ściany.
- Co ty myślisz, że jestem taki pojebany i nie wiem o tym, że pieprzysz się z każdym, którego napotkasz na ulicy? - patrzałam na niego pustym wzrokiem, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Justin, ja nic... - nie dokończyłam, bo wymierzył cios w mój policzek. Odwróciłam głowę w prawą stronę nie mogąc na niego dłużej patrzeć. Próbowałam powstrzymać łzy, które jak najszybciej chciały wydostać się z moich oczu.
- Jesteś nic nie wartą suką, rozumiesz? Zarówno dla nich ja i dla mnie. Nic z tym nie zrobisz, i tak dla wszystkich taka zawsze będziesz. - chwycił mnie za podbródek zmuszając do popatrzenia w jego oczy. Tak jak myślałam, brał coś, bo normalnie by tak się nie zachował. - Nic. Nie. Warta. Suka. - powtórzył wolno i wyraźnie. Musiałam zdobyć się na odwagę i powiedzieć to, co siedziało w mojej głowie. Mogłam tego pożałować lub nie, ale musiałam to powiedzieć.
- A ty co? Taki niby doskonały i bez skazy? A przypomnieć Ci gnoju, jak zdradziłeś mnie z tą dwunastoletnią małą zdzirą? Jak ona tam miała? Aaa no tak, Diana? Dobrze pamiętam? - tak jak myślałam, pożałowałam. Dostałam kolejny cios w policzek. - Nienawidzę Cię. - powiedziałam przez łzy, które mimowolnie spływały po moich policzkach. W oczach Justina królowała złość, żal, wkurwienie poziom pro i coś, czego nie potrafiłam osobiście nazwać. Nagle poczułam nóż przy moim gardle.
- Pozbędę się Ciebie dziwko raz, na zawsze. Nie będziesz przeszkadzać ani mnie, ani innym. Nikt już nie jest w stanie Ci pomóc. Rozumiesz? NIKT. Fredro nie przybiegnie, bo nawet nie wie co się dzieje, Ashley nie byłaby w stanie nawet do mnie podejść, bo się mnie boi. Nie masz już nikogo.- patrzył się na mnie jak jakiś psychiczny człowiek, który uciekł z zakładu psychiatrycznego.
- Justin proszę, nie rób tego. Proszę.
- Ostatnie życzenie? - powiedział bardziej przyciskając mnie do ściany.
- Nie rób tego. - było już za późno. Poczułam lekko wbijające się ostrze pod szyją. Robił to wolno, tak jakby sprawiało mu to przyjemność.
- Kurwa! To boli! Boże dlaczego! - Krzyczałam resztami sił.
*

Obudziłam się we własnym łóżku. Spojrzałam na mojego iPhone, było po czwartej nad ranem. Byłam cała spocona i trzęsłam się jak Chihuahua. Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić. "spokojnie, to tylko sen... " pomyślałam. Wstałam z łóżka i poszłam na dół po wodę czując, że zaraz uschnę z pragnienia. Wzięłam butelkę i wróciłam do łóżka. Wypiłam połowę zawartości, położyłam się i sunęłam ponownie.

Ashley prov. 

Kiedy Fredro położył Selene do łózka, ja rozebrałam ją i przykryłam kołdrą. Wiedziałam, że jak zawsze przegnie z tym alkoholem, bo ona umiaru nie zna. Jednak nie chciałam się nic odzywać. Włączyłam jej iPhona pod ładowarkę i wyszłam z pokoju cicho zamykając drzwi. Schodząc w dół napotkałam mamę Seleny. Cholera, i co jej teraz powiem? 

- Dobry wieczór Ash, co tak późno robisz u nas w domu? - zapytała. 
- Dobry wieczór. Emm, Selly dopadł straszny dołek i nie chciałam, aby była sama dzisiaj.
- Ouh, co się stało? - widać, że była zaskoczona.
- Umm, wie pani... Justin i te sprawy... - chyba udało mi się być przekonującą, ponieważ nie zadawała więcej pytań.
- Śpi? 
- Tak, właśnie przed chwilką usnęła.
- Dobrze.
- Muszę już iść, pewnie mama się martwi. Dobranoc pani Gomez. - pożegnałam się grzecznie i przytuliłam się do niej.
- Dobranoc Ashley. 

Kiedy wróciłam do siebie, nikogo nie zastałam w domu. aż dziwne, ale cóż. Otworzyłam drzwi, zapaliłam światło i poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki wodę truskawkową i upiłam kilka łyków. Wzięłam ze sobą wodę i poszłam na górę do swojego pokoju. Rzuciłam torebkę na podłogę, wzięłam ręcznik i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, przebrałam się w pidżamę. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Podeszłam do torebki, wyciągnęłam go z kieszeni, zobaczyłam od kogo mam wiadomość. Kels. Odblokowałam telefon.

Kels : I jak z nią?
Ja : Zanieśliśmy ją do domu i od razu usnęła.
Kels : A jej mama?
Ja : Łyknęła kita, że miała doła przez Justina.
Kels : Gratuluję dobrej wymówki. Idę spać, bo padnięta jestem. Dobranoc :*
Ja : Dobranoc :*
Podeszłam do łóżka, wpełzłam pod kołdrę, a telefon położyłam na szafce nocnej. Była już prawie północ. Ułożyłam się w wygodnej dla mnie pozycji i momentalnie zasnęłam.

Selena prov. 

Obudziłam się około dwunastej w południe.
"Świetnie Selena, gratuluję Ci snu i wypoczynku" powiedziałam sama do siebie. Chwyciłam za telefon i od razu wybrałam numer do Ashley. Jeden sygnał, drugi, trzeci...

- Ooo księżniczka wstała! - odezwała się swoim słodkim głosem, który kochałam mimo, że mnie wkurzał.
- Taa, wstała. Możesz przyjść? Muszę Ci powiedzieć co mi się śniło.
- No mogę. Za ile?
- Najlepiej w trybie now.
- Dobra, ubieram się i idę.

- Okej.
Rozłączyłam się, przeczesałam jedną ręką włosy, po czym leniwie zwlokłam się z łóżka. Musiałam iść wziąć prysznic, czułam jak śmierdzę wczorajszym dniem. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej parę dresów i za dużą bluzkę. Z małej szafeczki wyjęłam bieliznę i poszłam do łazienki. Ściągnęłam z siebie wczorajszą bieliznę i weszłam pod prysznic. Strumienie ciepłej wody oblały moje ciało, co było naprawdę przyjemne z rana. To znaczy, dla mnie z rana, bo dla normalnych ludzi była to już pora prawie obiadowa. Czułam, jak pod wpływem wody wszystkie złe rzeczy ze mnie spływają, a moje samopoczucie automatycznie się poprawia. Dobrze wymyłam moje obklejone wymiocinami włosy moim ulubionym kokosowym szamponem, spłukałam jagodowy żel pod prysznic i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam moje wcześniej zabrane rzeczy. Wilgotne włosy związałam w niedbałego koka i zeszłam na dół. Jak zawsze, nikogo nie było, więc ruszyłam w stronę kuchni czując się głodna jak wilk. Wyjęłam z lodówki gotowe naleśniki i wrzuciłam je do mikrofali na minutę. Nalałam soku pomarańczowego do szklanki i usiadłam przy stoliku. Kiedy jadłam rozległ się dzwonek do drzwi.
-
 Wejść! - krzyknęłam z pełną buzią. Moim oczom nie ukazał się nikt inny niż Ashley. - Drzwi nie umiesz sobie otworzyć czy co? - powiedziałam gestykulując widelcem we wszystkie strony.
- No sory, chciałam być uprzejma czy coś takiego?
- Dobra, jebał to pies.
- To co takiego Ci się przyśniło? - zapytała siadając na wprost mnie ze szklanką w ręku. Mina mi zrzedła na samą myśl przypomnienia sobie tego posranego snu.
- No to tak, śniło mi się, że Justin wparował mi na chatę i chciał mnie zajebać.
Ashley otworzyła szeroko oczy i prawie zakrztusiła się sokiem, który popijała. Spojrzałam tylko na nią bez wyrazu i dalej jadłam mój posiłek.
- Stara, co ty masz z głową?
- Kurwa nie wiem.
- Nie, ty więcej nie pijesz... Alkohol źle wpływa na twój umysł i ciało... - powiedziała odkładając szklankę na stół.
- A właśnie - powiedziałam kończąc naleśniki. - możesz mi przypomnieć jak dokładnie trafiłam do domu i co się działo kiedy spałam na ławce?
- W sumie to nic takiego. Ja gadałam z Ryanem, chłopaki się bili na żarty, a Kels i Demi siedziały i słuchały spokojnie muzyki mówiąc, że to pomaga im dojść do siebie.
- Mhm, czyli w sumie norma.. A jak wróciłam do tego domu?
- Fredro zaniósł Cię, ale usnęłaś mu w ramionach. Byłaś totalnie nieprzytomna. Wyjęłam z Twojej torebki klucze i...
- Dobra to już pamiętam - przerwałam jej. - Widziałaś się z moją mamą?
- Tak, wcisnęłam jej kit, że miałaś doła i poszłaś spać. Oczywiście doła przez Justina.
- Uff, kupiła to?
- Jasne.
- No to zajebiście! Boże dziewczyno ratujesz mi dupę. - zerwałam się z miejsca, podbiegłam do niej i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
- Wiem. Za to właśnie mnie kochasz.
- Tak, to prawda. - dałam jej całusa w policzek.
- To jakie plany na dzisiaj? - zapytała z uśmiechem. Od razu go odwzajemniłam.
- Dzwonimy po Demi i Kels i oglądamy jakąś durną komedię? Nie chcę wychodzić  takim stanie do ludzi.
- Nie ma problemu.

Ashley wzięła telefon i zadzwoniła po dziewczyny, a ja zrobiłam popcorn i rozsypałam chipsy do miski.
________________________________________________
Rozdział chujowy, tak wiem. Przepraszam, ale sama jakoś pisać nie umiem już. Jednak razem pisze się o wiele lepiej i ma się więcej pomysłów. Dziękuję za prawie 900 wyświetleń, powiem Wam, że jest moc! jak cholera! Dziękujemy za wszystkie komentarze, za obserwowanie naszego bloga. Dopiero 3 osoby, ale jednak coś. Jesteście wspaniali i dziękuję za wszystko. MAM NADZIEJĘ, że kiedy Soczek wróci z wakacji, wjedzie na bloga i zobaczy ilość wyświetleń oraz komentarzy, uśmiechnie się i będzie z nas dumna. Kocham i do kolejnego! <3
~ Poranek.

wtorek, 6 sierpnia 2013

3. kij mu w oko! chodźmy się zabawić...

***

- Spierdalaj, palancie.  - Powiedziała Ash tak, że tylko my to usłyszeliśmy.
- Chodźmy stąd. - powiedziałam a wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Sel...to nie jest dobry pomysł. Wiemy wszyscy co chcesz zrobić, tylko po co? Co ci to da? Pokaż gnojowi, że dajesz radę niezależnie od jego wybryków. - Kels powiedziała ze zmartwieniem. Spojrzałam na Fredra w oczekiwaniu na podwiedź co mam robić ale on się na mnie patrzył czekając na moją decyzję. 
- Chodźmy już. - uśmiechnęłam się sztucznie. Ash, Kels i Fredro spojrzeli po sobie. Nie byli pewni mojego pomysłu.
- Pamiętaj, że zawsze masz mnie. Zawsze ci pomogę, bez względu na to, jaką głupotę popełnisz przez niego. - Fredro powiedział mi do ucha a mnie skurczyło się serce. Opuściłam głowę patrząc teraz na swoje palce wystające z sandałów
- Dziękuję, ale wiem, że prędzej czy później i tak zrobię coś bardzo głupiego. Z wami czy bez was. - Spojrzałam mu w oczy ze smutkiem. Przeszywał mnie już ból serca, który mówił, żeby się nawalić, zapomnieć, znieczulić się, zalać smutek alkoholem. Wszyscy patrzyli w naszym kierunku. Odwróciłam głowę w stronę reszty i zauważyłam, że Demi zbliża się do mnie patrząc w moje oczy z przykrością. Przytuliła mnie mocno. 
- Pamiętaj, żaden gnojek nie może doprowadzić cię do łez, nie dawaj się. Masz nas wszystkich, tylko spójrz! - powiedziała a ja uśmiechnęłam się ze łzami szczęścia. 
- I kij mu w oko! Jesteście najlepszym co mnie kiedykolwiek spotkało! Chodźmy się zabawić! - powiedziałam głośno uśmiechając się od ucha do ucha. 

*obyście mieli rację i nic głupiego nie zrobiła...*

Beatles podszedł do mnie z uśmiechem, zarzucił swoje ramiona na moje i wyciągnął kluczyki od swojego domku. Uśmiechnęłam się łobuzersko ukazując szereg białych zębów.
- To co? Idziemy, czy urządzamy żałobę? Jebać śmiecia. Chodźmy. - pociągnął mnie za sobą w kierunku chodnika i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
Śmiejąc się aż całe osiedle słyszało, jak to nasza grupka idzie się zabawić przechodnie krzywo patrzyli a my pokazując im, że się nie boimy kłopotów śmialiśmy się i prowokowaliśmy ich dalej, jak na nas przystało. 
- W koooońcu... - weszłam do dusznego pomieszczenia domku otworzyłam okna, Marcus wystawił grila na zewnątrz a inni rozsiedli się przy stole w ogródku przed domem. 
- Beatles, mogę cię prosić, żebyś dał czyste szklanki i soki, które zostały z ostatniej imprezy? - poprosiłam, kiedy wrócił do domku. 
- Jasne. Są pod umywalką. - wskazał na zakurzoną umywalkę. Zachichotałam. - Co jest? - zaciekawiony podniósł brwi.
- Nic... Mam nadzieję, że nie są przeterminowane. - wskazałam na kurz na kurku.
- E tam, spoko. Powinny być dobre. - Beatles machnął ręką.
- Skoro tak mówisz... - zaśmiałam się. - Ale pamiętaj, że kibel jest tylko jeden i jak ktoś będzie rzygał to twoja wina. - wskazałam na niego palcem śmiejąc się.
- Luuuuuz, Sel. Ile imprez ze mną przeżyłaś? - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem patrząc się co się dzieję za oknem a zarazem uśmiechając się i co chwilę zerkając na mnie. Roześmiałam się.
- Marcus! Ja z twoich urodzin pamiętam tylko pierwsze pół godziny! Nie pamiętam jakim cudem dotarłam do domu! A poza tym to dużo, tylko zawsze ktoś rzucał nożami. - pokazałam śmiejącom się Ashley. Wyglądała uroczo w swojej malinowej bluzeczce na ramionczkach i wytartych jeansowych szortach. Beatles się zaczął śmiać. 
- Ej, a o widelcach to zapomnieliście? - powiedziałą oburzona Ash. Znów wybuchnęłiśmy śmiechem. 
- Okeeeej... to ja sprawdzę te soki a ty idź rozlej pierwszą kolejke wódki. Okej?
- Jasne. 
Wyszłam przed dom z uśmiechem niosąc kieliszki z kuchni. 
- Fredro! Dawaj ten alkohol. Rozkręcamy tę imprezę. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Kiedy już porozlewałam do wszystkich kieliszków trunkek, wszyscy zaczęli się patrzeć na mnie z rozbawieniem na twarzach. 
- A was co tak bawi? - uniosłam ze zdziwieniem brwi.
- Przyszedł Ryan. Stoi za tobą. - powiedziała Ash obojętnie.

*och Ash... przestań ganiać myślami za tym dupkiem*

- Cześć, myślałam, że jesteś na zakupach z mamą. Co cię tu sprowadza? - uśmiechnęłam się udając, że nie wiem w jakim celu do nas dołączył.
- Melanż życia chcesz przeżyć podobno. - Ryan uśmiechnął się łobuzersko i puścił mi oczko. Pokręciłam głową. 
- Ryan, jesteś niemożliwy. Siadaj, zaraz przyniosę kieliszek. - pokazałam na miejsce naprzeciw Ash, której nie spodobał się mój pomysł.
- To może ja przyniosę kieliszek, wy już zacznijcie. Mnie się nie spieszy zachlać pały. - Ash wstała patrząc na mnie znacząco, że nie chcę ani pić do utraty karku ani przebywać w towarzystwie Ryana.
- No dobrze. Ludzie! - wszystkie oczy powędrowały na mnie z chichotami. - Oooo zamknijcie się. - roześmiałam się. - Wypijmy za wakacje! - podniosłam kieliszek do ust.
Ash wróciła z kuchni z kieliszkiem w dłoni i nalała do niego alkoholu. 
- Ooooo kuurwa... - wydęłam w usta pospiesznie odkręcając oranżadę i biorąc duży łyk głośno wzdechnęłam. Demi się roześmiała patrząc na mój wyraz twarzy.
- Ha ha ha... ale zabawne Demi. Jeszcze jednego? - zapytałam pogodnie.
- Ja bym się z tobą nie napiła? Lej! - cmoknęła mnie w policzek. 
- My też chcemy! - wrzasnął James.
- Nie bój się. Już do was idę. - Rozlałam kolejną kolejkę i wypiliśmy. 
Jak to po kilku kieliszkach wypitych w samym centrum słońca, każdy z nas miał już fajnie. Jedynie Ash i Ryan trzymali się jakoś na nogach. Ask wypiła tyle co ja i nic jej nie było. Taka młoda i taki dobry łeb... Tylko pogratulować. 
- O mój boże!!! Scoot, nie...! - wrzasnęłam śmiejąc się jak oszalała stojąc w drzwiach ledwo na nogach. Scoot i James stwierdzili, że będą się wygłupiać i zniszczyli drzewko przed samym domem. Nikt nie zauważył, kiedy wypiliśmy całą trunkową zawartość butelek.
- Scoot, weź mnie na barana.... - wybełkotałam uśmiechając się i idąc a raczej zataczając się w stronę Scoota. 
- James, to ty weź mnie na barana. - Marcus wskoczył mu na plecy i ruszyli w moją i Scoota stronę. 
- Jezu! Niee...! - dławiłam się śmiechem.
Scoot ruszył w ich stronę. Doszło do czołowego zderzenia i przeleciałam przez wcześniej staranowane przez Scoota i Jamesa drzewko a Marcus i James tarzali się ze śmiechu na trawie. Teraz leżałam na ziemi ze Scootem i nie mogłam złapać tchu ze śmiechu. Dziewczyny spojrzały w naszym kierunku. Ashley pokręciła głową, była jedyną osobą trzeźwą, ale śmiała się z niedowierzania.  Fredro poszedł do toalety ale zniknął w niej a reszta oglądała nasze przedstawienie jak gdybyśmy byli w cyrku. Wszyscy się śmialiśmy. Zdecydowaliśmy się wypić ostatnią butelkę wódki. co prawda, były jeszcze piwa ale tym zajmowała się Ash z Ryanem. Myślałam, że będzie nimi jakaś spina, no bo przecież Ashley nie wyglądała na zadowoloną z jego obecności, ale nie było tak źle jak mogło się wydawać. Fredro wrócił z kibla. Każdy spojrzał znacząco na każdego i znów zanieśliśmy się nieopanowanym śmiechem. 

- O co znwou Wam chodzi - powiedział zdezorientowany Fredro. 
- No bo nie było cię tak długo, więc pewnie poszedłeś na dwójkę - powiedziała Demi przez śmiech, po czym już połowa z nas tarzała się po ziemi ze śmiechu. 
- Tak, tak. Bardzo śmieszne! - powiedział Fredro udając obrażonego. - Jakbyście mieszali wódkę z piwem to też byście zaginęli w akcji na dłuższy czas. 
- Dobra Fredzik, nie pierdol tylko siadaj, bo leci kolejka! - Powiedział Marcus odpalając papierosa. 
- Daj trzy - usłyszałam jak Ash woła w stronę naszego organizatora imprezy. 
- Obstawie Ci. - powiedział do niej, a Ash uśmiechnęła się promiennie. W ręku trzymała butelkę piwa i co najśmieszniejsze, stała obok Ryana. Jako jedyni ogarniający w naszym towarzystwie musieli się dogadywać. 
- Ash, może wypijesz kielona? - zwróciłam się w jej stronę z kieliszkiem w dłoni. 
- No dobra, mogę wypić. Ale tylko jednego. - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się tryjumfalnie. Podałam jej kieliszek. Ash wypiła zawartość, skrzywiła się lekko i popiła sokiem. - nie było tak źle. Dawaj jeszcze. - powiedziała. 
- Ejej, młoda. Nie ma, masz jeszcze piwo w ręce. Ty już nie dostajesz. - powiedziałam, a Ash porozumiewawczo tylko pokiwała głową. 
- Ryan, a ty chcesz? - zapytałam. 
- Nie! Wiesz, że mam obrzydzenie do wódki. - wszyscy parsknęliśmy śmiechem przypominając sobie imprezę Ryana. To było komiczne, ale o tym innym razem.
- Dobra, rozumiem. NO TO JEDZIEMY! - postawiłam wszystkie kieliszki obok siebie i kolejno rozlałam po nich trunek. Wzięliśmy kieliszki i wypiliśmy. Pięć kolejek i po faszce. Szczerze? przestałam już kontaktować. Czułam jak zaraz usnę na stole. 

- Ash! - zawołałam swoim bełkotem. Moja przyjaciółka zaraz znalazła się obok mnie. - Która godzina? 
- Zaraz będzie 22. - odpowiedziała spokojnie.

*kurwa, czyli jednak usnęłam na tym stole. Cholera jasna.*
- Ej, nie powinnaś być już w domu? - zapytałam. Boże, dziwię się, że ona rozumie co usiłuję powiedzieć. Jest mistrzynią w porozumiewaniu się z umierającymi, zgonującymi od alkoholu. 
- Nie. Jestem sama z mamą, więc dała mi wiecej luzu. Za to ty, jak się nie pospieszysz przed powrotem mamy z pracy będziesz mieć przejebane. 
- Odprowadzisz mnie? Proooooszę. 
- Tak. W sumie już wszyscy się powoli zbieramy. - powiedziała. Podniosłam głowę ze stolika i spojrzałam po wszystkich. Faktycznie, każdy już był w miarę ogarnięty, tylko jak jak zwykle ostatnia i najgorzej ze mną. Fredro podszedł do nas. Był już totalnie trzeźwy. 
- Iść z Wami? - zapytał z troską spoglądając w moją stronę. 
- Tak, prosiłabym. - odpowiedziała Ashley. - Nie wiem czy sama dam z nią radę. 
- Dobrze, więc chodźmy. 

Wszyscy opuściliśmy miejsce naszej imprezy i udaliśmy się w stronę domów. Całą drogę Alfredo niósł mnie na rękach. Kiedy byliśmy pod moim domem, Ashley wyjęła z kieszeni moich szortów klucze, otworzyła drzwi, a Fredro wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka w moim pokoju.
- Poczekaj chwilkę. - powiedziała do Fredra i zamknęła drzwi od pokoju. Rozebrała mnie do bielizny i przykryła kołdrą. 
- Dziękuję - wybełkotałam i zapadłam w błogi sen.

***
_________________________________________________________________________________
No to rozdział trzeci już mamy!
Myślę, że Wam spię spodoba. Zdążyłyśmy go napisać jeszcze z Soczkiem. Tak apropo, dziękujemy za prawie 500 wejść. W życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego! Dziękujemy za wszystkie komentarze i dodawajcie do obserwujących! Komentarze pomagają i motywują, uwierzcie. Od jej ilości zależy tak naprawdę czy chce nam się pisać czy nie. Czy mamy dla kogo pisać, czy piszemy same dla siebie. JESTEŚCIE WSPANIALI!
~ Poranek.