wtorek, 6 sierpnia 2013

3. kij mu w oko! chodźmy się zabawić...

***

- Spierdalaj, palancie.  - Powiedziała Ash tak, że tylko my to usłyszeliśmy.
- Chodźmy stąd. - powiedziałam a wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Sel...to nie jest dobry pomysł. Wiemy wszyscy co chcesz zrobić, tylko po co? Co ci to da? Pokaż gnojowi, że dajesz radę niezależnie od jego wybryków. - Kels powiedziała ze zmartwieniem. Spojrzałam na Fredra w oczekiwaniu na podwiedź co mam robić ale on się na mnie patrzył czekając na moją decyzję. 
- Chodźmy już. - uśmiechnęłam się sztucznie. Ash, Kels i Fredro spojrzeli po sobie. Nie byli pewni mojego pomysłu.
- Pamiętaj, że zawsze masz mnie. Zawsze ci pomogę, bez względu na to, jaką głupotę popełnisz przez niego. - Fredro powiedział mi do ucha a mnie skurczyło się serce. Opuściłam głowę patrząc teraz na swoje palce wystające z sandałów
- Dziękuję, ale wiem, że prędzej czy później i tak zrobię coś bardzo głupiego. Z wami czy bez was. - Spojrzałam mu w oczy ze smutkiem. Przeszywał mnie już ból serca, który mówił, żeby się nawalić, zapomnieć, znieczulić się, zalać smutek alkoholem. Wszyscy patrzyli w naszym kierunku. Odwróciłam głowę w stronę reszty i zauważyłam, że Demi zbliża się do mnie patrząc w moje oczy z przykrością. Przytuliła mnie mocno. 
- Pamiętaj, żaden gnojek nie może doprowadzić cię do łez, nie dawaj się. Masz nas wszystkich, tylko spójrz! - powiedziała a ja uśmiechnęłam się ze łzami szczęścia. 
- I kij mu w oko! Jesteście najlepszym co mnie kiedykolwiek spotkało! Chodźmy się zabawić! - powiedziałam głośno uśmiechając się od ucha do ucha. 

*obyście mieli rację i nic głupiego nie zrobiła...*

Beatles podszedł do mnie z uśmiechem, zarzucił swoje ramiona na moje i wyciągnął kluczyki od swojego domku. Uśmiechnęłam się łobuzersko ukazując szereg białych zębów.
- To co? Idziemy, czy urządzamy żałobę? Jebać śmiecia. Chodźmy. - pociągnął mnie za sobą w kierunku chodnika i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
Śmiejąc się aż całe osiedle słyszało, jak to nasza grupka idzie się zabawić przechodnie krzywo patrzyli a my pokazując im, że się nie boimy kłopotów śmialiśmy się i prowokowaliśmy ich dalej, jak na nas przystało. 
- W koooońcu... - weszłam do dusznego pomieszczenia domku otworzyłam okna, Marcus wystawił grila na zewnątrz a inni rozsiedli się przy stole w ogródku przed domem. 
- Beatles, mogę cię prosić, żebyś dał czyste szklanki i soki, które zostały z ostatniej imprezy? - poprosiłam, kiedy wrócił do domku. 
- Jasne. Są pod umywalką. - wskazał na zakurzoną umywalkę. Zachichotałam. - Co jest? - zaciekawiony podniósł brwi.
- Nic... Mam nadzieję, że nie są przeterminowane. - wskazałam na kurz na kurku.
- E tam, spoko. Powinny być dobre. - Beatles machnął ręką.
- Skoro tak mówisz... - zaśmiałam się. - Ale pamiętaj, że kibel jest tylko jeden i jak ktoś będzie rzygał to twoja wina. - wskazałam na niego palcem śmiejąc się.
- Luuuuuz, Sel. Ile imprez ze mną przeżyłaś? - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem patrząc się co się dzieję za oknem a zarazem uśmiechając się i co chwilę zerkając na mnie. Roześmiałam się.
- Marcus! Ja z twoich urodzin pamiętam tylko pierwsze pół godziny! Nie pamiętam jakim cudem dotarłam do domu! A poza tym to dużo, tylko zawsze ktoś rzucał nożami. - pokazałam śmiejącom się Ashley. Wyglądała uroczo w swojej malinowej bluzeczce na ramionczkach i wytartych jeansowych szortach. Beatles się zaczął śmiać. 
- Ej, a o widelcach to zapomnieliście? - powiedziałą oburzona Ash. Znów wybuchnęłiśmy śmiechem. 
- Okeeeej... to ja sprawdzę te soki a ty idź rozlej pierwszą kolejke wódki. Okej?
- Jasne. 
Wyszłam przed dom z uśmiechem niosąc kieliszki z kuchni. 
- Fredro! Dawaj ten alkohol. Rozkręcamy tę imprezę. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Kiedy już porozlewałam do wszystkich kieliszków trunkek, wszyscy zaczęli się patrzeć na mnie z rozbawieniem na twarzach. 
- A was co tak bawi? - uniosłam ze zdziwieniem brwi.
- Przyszedł Ryan. Stoi za tobą. - powiedziała Ash obojętnie.

*och Ash... przestań ganiać myślami za tym dupkiem*

- Cześć, myślałam, że jesteś na zakupach z mamą. Co cię tu sprowadza? - uśmiechnęłam się udając, że nie wiem w jakim celu do nas dołączył.
- Melanż życia chcesz przeżyć podobno. - Ryan uśmiechnął się łobuzersko i puścił mi oczko. Pokręciłam głową. 
- Ryan, jesteś niemożliwy. Siadaj, zaraz przyniosę kieliszek. - pokazałam na miejsce naprzeciw Ash, której nie spodobał się mój pomysł.
- To może ja przyniosę kieliszek, wy już zacznijcie. Mnie się nie spieszy zachlać pały. - Ash wstała patrząc na mnie znacząco, że nie chcę ani pić do utraty karku ani przebywać w towarzystwie Ryana.
- No dobrze. Ludzie! - wszystkie oczy powędrowały na mnie z chichotami. - Oooo zamknijcie się. - roześmiałam się. - Wypijmy za wakacje! - podniosłam kieliszek do ust.
Ash wróciła z kuchni z kieliszkiem w dłoni i nalała do niego alkoholu. 
- Ooooo kuurwa... - wydęłam w usta pospiesznie odkręcając oranżadę i biorąc duży łyk głośno wzdechnęłam. Demi się roześmiała patrząc na mój wyraz twarzy.
- Ha ha ha... ale zabawne Demi. Jeszcze jednego? - zapytałam pogodnie.
- Ja bym się z tobą nie napiła? Lej! - cmoknęła mnie w policzek. 
- My też chcemy! - wrzasnął James.
- Nie bój się. Już do was idę. - Rozlałam kolejną kolejkę i wypiliśmy. 
Jak to po kilku kieliszkach wypitych w samym centrum słońca, każdy z nas miał już fajnie. Jedynie Ash i Ryan trzymali się jakoś na nogach. Ask wypiła tyle co ja i nic jej nie było. Taka młoda i taki dobry łeb... Tylko pogratulować. 
- O mój boże!!! Scoot, nie...! - wrzasnęłam śmiejąc się jak oszalała stojąc w drzwiach ledwo na nogach. Scoot i James stwierdzili, że będą się wygłupiać i zniszczyli drzewko przed samym domem. Nikt nie zauważył, kiedy wypiliśmy całą trunkową zawartość butelek.
- Scoot, weź mnie na barana.... - wybełkotałam uśmiechając się i idąc a raczej zataczając się w stronę Scoota. 
- James, to ty weź mnie na barana. - Marcus wskoczył mu na plecy i ruszyli w moją i Scoota stronę. 
- Jezu! Niee...! - dławiłam się śmiechem.
Scoot ruszył w ich stronę. Doszło do czołowego zderzenia i przeleciałam przez wcześniej staranowane przez Scoota i Jamesa drzewko a Marcus i James tarzali się ze śmiechu na trawie. Teraz leżałam na ziemi ze Scootem i nie mogłam złapać tchu ze śmiechu. Dziewczyny spojrzały w naszym kierunku. Ashley pokręciła głową, była jedyną osobą trzeźwą, ale śmiała się z niedowierzania.  Fredro poszedł do toalety ale zniknął w niej a reszta oglądała nasze przedstawienie jak gdybyśmy byli w cyrku. Wszyscy się śmialiśmy. Zdecydowaliśmy się wypić ostatnią butelkę wódki. co prawda, były jeszcze piwa ale tym zajmowała się Ash z Ryanem. Myślałam, że będzie nimi jakaś spina, no bo przecież Ashley nie wyglądała na zadowoloną z jego obecności, ale nie było tak źle jak mogło się wydawać. Fredro wrócił z kibla. Każdy spojrzał znacząco na każdego i znów zanieśliśmy się nieopanowanym śmiechem. 

- O co znwou Wam chodzi - powiedział zdezorientowany Fredro. 
- No bo nie było cię tak długo, więc pewnie poszedłeś na dwójkę - powiedziała Demi przez śmiech, po czym już połowa z nas tarzała się po ziemi ze śmiechu. 
- Tak, tak. Bardzo śmieszne! - powiedział Fredro udając obrażonego. - Jakbyście mieszali wódkę z piwem to też byście zaginęli w akcji na dłuższy czas. 
- Dobra Fredzik, nie pierdol tylko siadaj, bo leci kolejka! - Powiedział Marcus odpalając papierosa. 
- Daj trzy - usłyszałam jak Ash woła w stronę naszego organizatora imprezy. 
- Obstawie Ci. - powiedział do niej, a Ash uśmiechnęła się promiennie. W ręku trzymała butelkę piwa i co najśmieszniejsze, stała obok Ryana. Jako jedyni ogarniający w naszym towarzystwie musieli się dogadywać. 
- Ash, może wypijesz kielona? - zwróciłam się w jej stronę z kieliszkiem w dłoni. 
- No dobra, mogę wypić. Ale tylko jednego. - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się tryjumfalnie. Podałam jej kieliszek. Ash wypiła zawartość, skrzywiła się lekko i popiła sokiem. - nie było tak źle. Dawaj jeszcze. - powiedziała. 
- Ejej, młoda. Nie ma, masz jeszcze piwo w ręce. Ty już nie dostajesz. - powiedziałam, a Ash porozumiewawczo tylko pokiwała głową. 
- Ryan, a ty chcesz? - zapytałam. 
- Nie! Wiesz, że mam obrzydzenie do wódki. - wszyscy parsknęliśmy śmiechem przypominając sobie imprezę Ryana. To było komiczne, ale o tym innym razem.
- Dobra, rozumiem. NO TO JEDZIEMY! - postawiłam wszystkie kieliszki obok siebie i kolejno rozlałam po nich trunek. Wzięliśmy kieliszki i wypiliśmy. Pięć kolejek i po faszce. Szczerze? przestałam już kontaktować. Czułam jak zaraz usnę na stole. 

- Ash! - zawołałam swoim bełkotem. Moja przyjaciółka zaraz znalazła się obok mnie. - Która godzina? 
- Zaraz będzie 22. - odpowiedziała spokojnie.

*kurwa, czyli jednak usnęłam na tym stole. Cholera jasna.*
- Ej, nie powinnaś być już w domu? - zapytałam. Boże, dziwię się, że ona rozumie co usiłuję powiedzieć. Jest mistrzynią w porozumiewaniu się z umierającymi, zgonującymi od alkoholu. 
- Nie. Jestem sama z mamą, więc dała mi wiecej luzu. Za to ty, jak się nie pospieszysz przed powrotem mamy z pracy będziesz mieć przejebane. 
- Odprowadzisz mnie? Proooooszę. 
- Tak. W sumie już wszyscy się powoli zbieramy. - powiedziała. Podniosłam głowę ze stolika i spojrzałam po wszystkich. Faktycznie, każdy już był w miarę ogarnięty, tylko jak jak zwykle ostatnia i najgorzej ze mną. Fredro podszedł do nas. Był już totalnie trzeźwy. 
- Iść z Wami? - zapytał z troską spoglądając w moją stronę. 
- Tak, prosiłabym. - odpowiedziała Ashley. - Nie wiem czy sama dam z nią radę. 
- Dobrze, więc chodźmy. 

Wszyscy opuściliśmy miejsce naszej imprezy i udaliśmy się w stronę domów. Całą drogę Alfredo niósł mnie na rękach. Kiedy byliśmy pod moim domem, Ashley wyjęła z kieszeni moich szortów klucze, otworzyła drzwi, a Fredro wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka w moim pokoju.
- Poczekaj chwilkę. - powiedziała do Fredra i zamknęła drzwi od pokoju. Rozebrała mnie do bielizny i przykryła kołdrą. 
- Dziękuję - wybełkotałam i zapadłam w błogi sen.

***
_________________________________________________________________________________
No to rozdział trzeci już mamy!
Myślę, że Wam spię spodoba. Zdążyłyśmy go napisać jeszcze z Soczkiem. Tak apropo, dziękujemy za prawie 500 wejść. W życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego! Dziękujemy za wszystkie komentarze i dodawajcie do obserwujących! Komentarze pomagają i motywują, uwierzcie. Od jej ilości zależy tak naprawdę czy chce nam się pisać czy nie. Czy mamy dla kogo pisać, czy piszemy same dla siebie. JESTEŚCIE WSPANIALI!
~ Poranek.

7 komentarzy: