wtorek, 24 września 2013

10. Wyjaśnij mi to...

*** 

*Prov Demi*

- Kelsey, przeszukaj salon, Ash, sprawdź w jej pokoju. Ja ogarnę czy nie ma ich gdzieś w przedpokoju, kuchni lub łazience. 


- Tak jest! - dziewczyny pobiegły w wyznaczone dla nich miejsca, aby znaleźć klucze od domu tej wariatki. Przekopałam wszystkie kurtki w przedpokoju, każdą kieszeń bluzy i szafkę na buty. Nie znalazłam niczego, po za paczką gum do żucia, papierków po cukierkach i zgniecionych paragonów. No trudno, trzeba szukać dalej. Udałam się do łazienki, ale tam też nic nie znalazłam. Już nawet zadawałam sobie pytanie, czy byłaby je w stanie spuścić w kiblu. Ostatnią nadzieją była kuchnia. 


- I co, masz je? - Zapytała Ashley schodząca ze schodów.

- Nie, jeszcze nie. - powiedziałam spokojnie. - A ty Kelsey?


- W tym burdelu trudno coś znaleźć. - powiedziała wyłaniając się spod stołu. - Tu jest mydło i powidło kurde! 



- Dobra, Ashley chodź poszukamy w kuchni. - ruszałyśmy w stronę ostatniej nadziei, że tak mogę to nazwać. Najpierw poszukałyśmy na widoku, potem w śmieciach, w umywalce, w szafkach z jedzeniem. Oczywiście nic. Zostało jedno miejsce. LODÓWKA. Ale co za idiota zostawiłby klucze w lodówce. Podeszłam do mojej najlepszej przyjaciółki lodówki (nie zrozumcie mnie źle, ale ona jako jedyna zawsze ma coś co lubię i mnie pociesza, kiedy mam doła) Zajrzałam i tadam! znalazłam! Leżały na paczce żółtego sera. Wzięłam je do ręki i odwróciłam się do Ashley z miną mówiącą "serio-jest-idiotką-jakiej-jeszcze-nie-znałam". Ash wybuchnęła śmiechem, a w drzwiach do kuchni pojawiła się Kels. 



- O widzę, że macie. Gdzie były? - zapytała. 



- W lodówce - odpowiedziałyśmy jednogłośnie. Kelsey wybuchnęła śmiechem nie wierząc w to, co właśnie powiedziałyśmy. 



- Nie no, wy sobie ze mnie jaja robicie? - zachichotała zadając nam kolejne z pytań. 



- Nie, nie żartujemy. Serio! - odpowiedziała jej Ash. 



- Dobra dziewoje, chodźmy tam, zanim z Justinem stanie się coś naprawdę złego. - powiedziałam, po czym udałyśmy się w kierunku drzwi frontowych. Zamknęłyśmy je za sobą i pobiegłyśmy w kierunku miejsca, gdzie znajdowali się chłopcy i Selly. Po chwili zobaczyłyśmy uśmiechniętych chłopców śmiejących się do siebie idących w naszym kierunku. 


- O Boże... Co oni mu zrobili... - Ashley szepnęła i zakryła dłonią usta.

- Co się stało Ash? - zapytałam pośpiesznie równo z Kles. - Ash... - powtórzyłam i szturchnęłam ją w ramię.

- Spójrzcie na Fredra i Ryana koszulki. - rozszerzyłam oczy na widok krwi krzepnącej na ich koszulkach. Natychmiast ruszyłam z miejsca podbiegając do Fredra i pchając go w tył.

- Co wyście zrobili?! Oszaleliście, idioci?! - wrzasnęłam Fredrowi w usta. Miał w oczach jeszcze ten błysk, tak jak reszta chłopców. Spojrzałam na wszystkich po kolei. - Jesteście straszni. - powiedziałam zaczynając się martwić, co zrobili Justinowi a tym bardziej Selenie. Ryan zrobił poważną minę i podszedł bardzo blisko mnie. Obejrzałam się do tyłu czy Kels i Ash podeszły ze mną, niestety. Stały jak wryte, przerażone. Tak jakby się wyłączyli.

*Cholera...*

- Dem, ale o co ci chodzi, przecież Sell to nasza rodzina. Prawda? - Ryan się uśmiechnął szeroko i złapał mocno za moje przedramię. Chłopcy się roześmiali na tak karkołomną odpowiedź Ryana.

- Deeemi... Przyjaciółko kochana. Nie martw się, wszystko jest już załatwione. Przeżył... Chyba. - James się odezwał a gdy skończył mówić, wszyscy znów się roześmiali.

- A gdzie jest Sell?- zapytałam cicho mając nadzieję, że nic jej się nie stało. Spojrzałam na chłopców. Po ich wyrazach twarzy widać było zakłopotanie i zrzednięte miny ich zdradziły. Rozszerzyłam oczy. - Odpowiedzcie... - ponaglałam i przygryzłam wnętrze policzka w oczekiwaniu.

- Została tam z Justinem. Leży nieprzytomny w krwi a ona na nas nawrzeszczała i zaczęła napieprzać łokciami.

- O mój Boże... Co wy mu zrobiliście? - powiedziałam z drżącym głosem. 

- Przekop zebrał za to, że robi znów z Seleny idiotkę. Sama mówiłaś, że Justin będzie próbował nas oddzielić od Seleny i znów ją z nami skłócić. Idzie w takim razie w bardzo dobrą stronę. - odezwał się Scoot z przekąsem w głosie. - I gdyby nie to, że tak nam zależy na zdrowiu psychicznym Seleny, po tym co jej odjebał ostatnio to dalej może oddychać i powinien nam być za to wdzięczny. - zaczął skrzeczeć a jego oczy zaczęły mocniej błyszczeć.

- Gdzie oni są? - zapytałam gestem ręki przywołując dalej zszokowaną Ashley i Kels. - Sprawdzimy czy z NIMI wszystko w porządku. 


- W parku na 3 ławce za drzewem od wejścia. - powiedział Kayle w końcu. Pobiegłyśmy we wskazane przez niego miejsce. Selena klęczała przed nieprzytomnym Justinem. Z jej oczu leciały łzy, a rękawem swojej bluzy wycierała krew z jego twarzy. Obrazek prosto z jakiegoś super melodramatu, gdzie ukochana osoba troszczy się o drugą, ale nic nie może zrobić, bo leży jak zwłoka. W sumie, z naszych problemów, przeżyć, miłości, imprez i kłótni powstałby zajebisty melodramat. 


*Selena prov.* 

Boże, co Ci idioci najlepszego zrobili. Teraz czuję do nich wstręt, obrzydzenie, nienawiść i wszystko co może istnieć na niekorzyść drugiej osoby. Najchętniej teraz ja bym im spuściła taki wpierdol, ale co ja jako dziewczyna mogę zrobić? No właśnie. Mogę tylko siedzieć tu, gdzie siedzę, czyli przy Justinie. Rozumiem, że chcieli dla mnie jak najlepiej. Rozumiem, że oni go nienawidzą i chcą dla niego jak najgorzej. Ale ja go kocham.

- Justin... - siorbnęłam nosem, przecierając oczy. - Justin, proszę otwórz oczy. - objęłam dłońmi jego lepką od krwi twarz. - Justin... Mój Boże. Proszę Cię, obudź się. Musimy iść. Nie możemy zadzwonić na pogotowie. Będziemy mieli problem, Justin proszę... - łzy zaczęły na nowo kapać z policzków na twarz i szyję Justina. Pocałowałam go a dłonie przesunęłam na jego dłonie. Były zimne.- Justin... - prosiłam. Potrząsnęłam nim delikatnie. - Kochanie, obudź się. - zero odzewu. 


- Selena, co z nim? - zza moich pleców dobiegł mnie głos Ashley. 



- Proszę Cię, obudź się. Nie zostawiaj mnie tu samej, błagam. - zignorowałam zadane pytanie i kontynuowałam moją mowę do Justina. 


- Selena, uspokój się, Justin nie z takich opresji wychodził cało. - powiedziała Demi klękając nieopodal mnie. Objęła mnie ramieniem, a moje ciało natychmiastowo opadło na jej klatkę piersiową. 

- Nie chcę aby mi go znów zabrali, nie chcę tego. - odparłam zalewając się kolejną falą nieopanowanego płaczu. 


- I tak nie będzie, uwierz w to, Uwierz nam, zaufaj nam. Zawsze jesteśmy tu dla Ciebie i tylko Ciebie. - odpowiedziała głaskając mnie po głowie. Ścisnęłam delikatnie dłoń Justina, na co on cicho jęknął i lekko zamrugał oczyma przyzwyczajając wzrok do światła.


- Boże Justin! Justin! - krzyczałam. - Słyszysz mnie?! - ujęłam jego twarz w swoje dłonie. Justin jęknął z bólu, skrzywił lekko twarz i zaraz otworzył swoje wspaniałe, czekoladowe oczy. - Boże, jeśli istniejesz, dziękuję! - wykrzyczałam na cały głos uradowana. 

- Ooo żesz kurwa... - bąknął w bólu Justin. - Zobaczymy co będzie za parę dni. - uśmiechnął się złośliwie. - Jezu... Co mi się tak morda klei, Sel? - zapytał zdziwiony i przetarł swoją twarz usiłując usiąść. Ashley i Kels mu pomogły usiąść natomiast ja i Demi patrzyłyśmy się na niego jak na bóstwo z zakrwawioną twarzą. Zrobiło mi się przykro na widok jego grymasu twarzy wykrzywionego z bólu. 

- Zabiję ich. - powiedziałam z pewnością siebie. Pełna złości podeszłam do Justina i pomogłam mu wstać, przytuliłam go i pocałowałam mocno w policzek.- Bardzo cię kocham, Justin. 

- Ja ciebie też. - powiedział i uśmiechnął się całując mnie w czoło a ja poczułam, że mam mocniejszy skurcz serca.

- Chodźmy do domu. Mam nadzieję, że go zamknęłyście i że nie znajdę tam chłopców? - zapytałam mając świadomość, jak Fredro i Ryan się zachowali. Dziewczyny kiwnęły głową na znak, że zamknęły mieszkanie i chłopców tam nie zastaniemy. - Przemyjemy mu twarz i obwiniemy cię bandażami elastycznymi i damy jakieś przeciwbólowe tabletki. Wszystkie zgodziły się ze mną i ruszyliśmy w stronę domu. Kiedy wracaliśmy w oczy rzucił mi się idący w stronę swojego domu Ryan. 


- Wybaczycie mi na chwilkę? - zapytałam i bez ich odpowiedzi odeszłam w bok. Przyspieszyłam trochę kroku, aby dogonić Ryana. Kiedy byłam krok za nim, szarpnęłam go za ramię, na co on gwałtownie się odwrócił w moją stronę. Był więcej niż wkurwiony. 


- Cześć Ryan. Masz może mi coś do powiedzenia? - zapytałam z obrzydzeniem w oczach. - Po cholerę za nami poszliście do tego parku? Nikt was o to nie prosił a wiedziałeś, że Fredro po waszej szarpaninie był nakręcony. Błyszczały wam oczy, gnojku. To wszystko wasza wina! - krzyknęłam. Chwyciłam się za głowę jedną ręką a drugą podtrzymywałam pod bok. - Możesz mi powiedzieć skąd to wszystko wiedziałeś? Wyjaśnij mi to...

____________________________________________________

Dziękujemy wam za te 2660 wejść. Na prawdę jesteśmy wdzięczne, ale byłoby świetnie gdybyście pisały/li nam w komentarzach czy wam się podobają rozdziały. Czy mamy czegoś więcej robić, np. opisów uczuciowych, szczegółów więcej albo uogólnić wszystko bardziej. Nie wiemy też czy mamy dalej prowadzić tego bloga. I jest nam z tego powodu przykro. Jeśli wam się podoba to polecajcie nas koleżankom czy coś. Jestem chora, ekstra co?Ale bardzo się starałam, żeby Poranek do mnie przyszła, żeby to napisać. Mam zatrucie pokarmowe. Po prostu super. Prosimy także o więcej obserwujących!!! Do następnego rozdziału! Lovee
~ Poranek ~ Soczek.

2 komentarze:

  1. Czytam ; D
    Podoba się rozdział ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż czekając na coś "lepszego" może ominąć Cię naprawdę coś wspaniałego.

    Fikcja miesza się z rzeczywistością, czy to już ob­ja­wy schizofrenii?
    http://i-wont-tell-if-you-want.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń