wtorek, 24 września 2013

10. Wyjaśnij mi to...

*** 

*Prov Demi*

- Kelsey, przeszukaj salon, Ash, sprawdź w jej pokoju. Ja ogarnę czy nie ma ich gdzieś w przedpokoju, kuchni lub łazience. 


- Tak jest! - dziewczyny pobiegły w wyznaczone dla nich miejsca, aby znaleźć klucze od domu tej wariatki. Przekopałam wszystkie kurtki w przedpokoju, każdą kieszeń bluzy i szafkę na buty. Nie znalazłam niczego, po za paczką gum do żucia, papierków po cukierkach i zgniecionych paragonów. No trudno, trzeba szukać dalej. Udałam się do łazienki, ale tam też nic nie znalazłam. Już nawet zadawałam sobie pytanie, czy byłaby je w stanie spuścić w kiblu. Ostatnią nadzieją była kuchnia. 


- I co, masz je? - Zapytała Ashley schodząca ze schodów.

- Nie, jeszcze nie. - powiedziałam spokojnie. - A ty Kelsey?


- W tym burdelu trudno coś znaleźć. - powiedziała wyłaniając się spod stołu. - Tu jest mydło i powidło kurde! 



- Dobra, Ashley chodź poszukamy w kuchni. - ruszałyśmy w stronę ostatniej nadziei, że tak mogę to nazwać. Najpierw poszukałyśmy na widoku, potem w śmieciach, w umywalce, w szafkach z jedzeniem. Oczywiście nic. Zostało jedno miejsce. LODÓWKA. Ale co za idiota zostawiłby klucze w lodówce. Podeszłam do mojej najlepszej przyjaciółki lodówki (nie zrozumcie mnie źle, ale ona jako jedyna zawsze ma coś co lubię i mnie pociesza, kiedy mam doła) Zajrzałam i tadam! znalazłam! Leżały na paczce żółtego sera. Wzięłam je do ręki i odwróciłam się do Ashley z miną mówiącą "serio-jest-idiotką-jakiej-jeszcze-nie-znałam". Ash wybuchnęła śmiechem, a w drzwiach do kuchni pojawiła się Kels. 



- O widzę, że macie. Gdzie były? - zapytała. 



- W lodówce - odpowiedziałyśmy jednogłośnie. Kelsey wybuchnęła śmiechem nie wierząc w to, co właśnie powiedziałyśmy. 



- Nie no, wy sobie ze mnie jaja robicie? - zachichotała zadając nam kolejne z pytań. 



- Nie, nie żartujemy. Serio! - odpowiedziała jej Ash. 



- Dobra dziewoje, chodźmy tam, zanim z Justinem stanie się coś naprawdę złego. - powiedziałam, po czym udałyśmy się w kierunku drzwi frontowych. Zamknęłyśmy je za sobą i pobiegłyśmy w kierunku miejsca, gdzie znajdowali się chłopcy i Selly. Po chwili zobaczyłyśmy uśmiechniętych chłopców śmiejących się do siebie idących w naszym kierunku. 


- O Boże... Co oni mu zrobili... - Ashley szepnęła i zakryła dłonią usta.

- Co się stało Ash? - zapytałam pośpiesznie równo z Kles. - Ash... - powtórzyłam i szturchnęłam ją w ramię.

- Spójrzcie na Fredra i Ryana koszulki. - rozszerzyłam oczy na widok krwi krzepnącej na ich koszulkach. Natychmiast ruszyłam z miejsca podbiegając do Fredra i pchając go w tył.

- Co wyście zrobili?! Oszaleliście, idioci?! - wrzasnęłam Fredrowi w usta. Miał w oczach jeszcze ten błysk, tak jak reszta chłopców. Spojrzałam na wszystkich po kolei. - Jesteście straszni. - powiedziałam zaczynając się martwić, co zrobili Justinowi a tym bardziej Selenie. Ryan zrobił poważną minę i podszedł bardzo blisko mnie. Obejrzałam się do tyłu czy Kels i Ash podeszły ze mną, niestety. Stały jak wryte, przerażone. Tak jakby się wyłączyli.

*Cholera...*

- Dem, ale o co ci chodzi, przecież Sell to nasza rodzina. Prawda? - Ryan się uśmiechnął szeroko i złapał mocno za moje przedramię. Chłopcy się roześmiali na tak karkołomną odpowiedź Ryana.

- Deeemi... Przyjaciółko kochana. Nie martw się, wszystko jest już załatwione. Przeżył... Chyba. - James się odezwał a gdy skończył mówić, wszyscy znów się roześmiali.

- A gdzie jest Sell?- zapytałam cicho mając nadzieję, że nic jej się nie stało. Spojrzałam na chłopców. Po ich wyrazach twarzy widać było zakłopotanie i zrzednięte miny ich zdradziły. Rozszerzyłam oczy. - Odpowiedzcie... - ponaglałam i przygryzłam wnętrze policzka w oczekiwaniu.

- Została tam z Justinem. Leży nieprzytomny w krwi a ona na nas nawrzeszczała i zaczęła napieprzać łokciami.

- O mój Boże... Co wy mu zrobiliście? - powiedziałam z drżącym głosem. 

- Przekop zebrał za to, że robi znów z Seleny idiotkę. Sama mówiłaś, że Justin będzie próbował nas oddzielić od Seleny i znów ją z nami skłócić. Idzie w takim razie w bardzo dobrą stronę. - odezwał się Scoot z przekąsem w głosie. - I gdyby nie to, że tak nam zależy na zdrowiu psychicznym Seleny, po tym co jej odjebał ostatnio to dalej może oddychać i powinien nam być za to wdzięczny. - zaczął skrzeczeć a jego oczy zaczęły mocniej błyszczeć.

- Gdzie oni są? - zapytałam gestem ręki przywołując dalej zszokowaną Ashley i Kels. - Sprawdzimy czy z NIMI wszystko w porządku. 


- W parku na 3 ławce za drzewem od wejścia. - powiedział Kayle w końcu. Pobiegłyśmy we wskazane przez niego miejsce. Selena klęczała przed nieprzytomnym Justinem. Z jej oczu leciały łzy, a rękawem swojej bluzy wycierała krew z jego twarzy. Obrazek prosto z jakiegoś super melodramatu, gdzie ukochana osoba troszczy się o drugą, ale nic nie może zrobić, bo leży jak zwłoka. W sumie, z naszych problemów, przeżyć, miłości, imprez i kłótni powstałby zajebisty melodramat. 


*Selena prov.* 

Boże, co Ci idioci najlepszego zrobili. Teraz czuję do nich wstręt, obrzydzenie, nienawiść i wszystko co może istnieć na niekorzyść drugiej osoby. Najchętniej teraz ja bym im spuściła taki wpierdol, ale co ja jako dziewczyna mogę zrobić? No właśnie. Mogę tylko siedzieć tu, gdzie siedzę, czyli przy Justinie. Rozumiem, że chcieli dla mnie jak najlepiej. Rozumiem, że oni go nienawidzą i chcą dla niego jak najgorzej. Ale ja go kocham.

- Justin... - siorbnęłam nosem, przecierając oczy. - Justin, proszę otwórz oczy. - objęłam dłońmi jego lepką od krwi twarz. - Justin... Mój Boże. Proszę Cię, obudź się. Musimy iść. Nie możemy zadzwonić na pogotowie. Będziemy mieli problem, Justin proszę... - łzy zaczęły na nowo kapać z policzków na twarz i szyję Justina. Pocałowałam go a dłonie przesunęłam na jego dłonie. Były zimne.- Justin... - prosiłam. Potrząsnęłam nim delikatnie. - Kochanie, obudź się. - zero odzewu. 


- Selena, co z nim? - zza moich pleców dobiegł mnie głos Ashley. 



- Proszę Cię, obudź się. Nie zostawiaj mnie tu samej, błagam. - zignorowałam zadane pytanie i kontynuowałam moją mowę do Justina. 


- Selena, uspokój się, Justin nie z takich opresji wychodził cało. - powiedziała Demi klękając nieopodal mnie. Objęła mnie ramieniem, a moje ciało natychmiastowo opadło na jej klatkę piersiową. 

- Nie chcę aby mi go znów zabrali, nie chcę tego. - odparłam zalewając się kolejną falą nieopanowanego płaczu. 


- I tak nie będzie, uwierz w to, Uwierz nam, zaufaj nam. Zawsze jesteśmy tu dla Ciebie i tylko Ciebie. - odpowiedziała głaskając mnie po głowie. Ścisnęłam delikatnie dłoń Justina, na co on cicho jęknął i lekko zamrugał oczyma przyzwyczajając wzrok do światła.


- Boże Justin! Justin! - krzyczałam. - Słyszysz mnie?! - ujęłam jego twarz w swoje dłonie. Justin jęknął z bólu, skrzywił lekko twarz i zaraz otworzył swoje wspaniałe, czekoladowe oczy. - Boże, jeśli istniejesz, dziękuję! - wykrzyczałam na cały głos uradowana. 

- Ooo żesz kurwa... - bąknął w bólu Justin. - Zobaczymy co będzie za parę dni. - uśmiechnął się złośliwie. - Jezu... Co mi się tak morda klei, Sel? - zapytał zdziwiony i przetarł swoją twarz usiłując usiąść. Ashley i Kels mu pomogły usiąść natomiast ja i Demi patrzyłyśmy się na niego jak na bóstwo z zakrwawioną twarzą. Zrobiło mi się przykro na widok jego grymasu twarzy wykrzywionego z bólu. 

- Zabiję ich. - powiedziałam z pewnością siebie. Pełna złości podeszłam do Justina i pomogłam mu wstać, przytuliłam go i pocałowałam mocno w policzek.- Bardzo cię kocham, Justin. 

- Ja ciebie też. - powiedział i uśmiechnął się całując mnie w czoło a ja poczułam, że mam mocniejszy skurcz serca.

- Chodźmy do domu. Mam nadzieję, że go zamknęłyście i że nie znajdę tam chłopców? - zapytałam mając świadomość, jak Fredro i Ryan się zachowali. Dziewczyny kiwnęły głową na znak, że zamknęły mieszkanie i chłopców tam nie zastaniemy. - Przemyjemy mu twarz i obwiniemy cię bandażami elastycznymi i damy jakieś przeciwbólowe tabletki. Wszystkie zgodziły się ze mną i ruszyliśmy w stronę domu. Kiedy wracaliśmy w oczy rzucił mi się idący w stronę swojego domu Ryan. 


- Wybaczycie mi na chwilkę? - zapytałam i bez ich odpowiedzi odeszłam w bok. Przyspieszyłam trochę kroku, aby dogonić Ryana. Kiedy byłam krok za nim, szarpnęłam go za ramię, na co on gwałtownie się odwrócił w moją stronę. Był więcej niż wkurwiony. 


- Cześć Ryan. Masz może mi coś do powiedzenia? - zapytałam z obrzydzeniem w oczach. - Po cholerę za nami poszliście do tego parku? Nikt was o to nie prosił a wiedziałeś, że Fredro po waszej szarpaninie był nakręcony. Błyszczały wam oczy, gnojku. To wszystko wasza wina! - krzyknęłam. Chwyciłam się za głowę jedną ręką a drugą podtrzymywałam pod bok. - Możesz mi powiedzieć skąd to wszystko wiedziałeś? Wyjaśnij mi to...

____________________________________________________

Dziękujemy wam za te 2660 wejść. Na prawdę jesteśmy wdzięczne, ale byłoby świetnie gdybyście pisały/li nam w komentarzach czy wam się podobają rozdziały. Czy mamy czegoś więcej robić, np. opisów uczuciowych, szczegółów więcej albo uogólnić wszystko bardziej. Nie wiemy też czy mamy dalej prowadzić tego bloga. I jest nam z tego powodu przykro. Jeśli wam się podoba to polecajcie nas koleżankom czy coś. Jestem chora, ekstra co?Ale bardzo się starałam, żeby Poranek do mnie przyszła, żeby to napisać. Mam zatrucie pokarmowe. Po prostu super. Prosimy także o więcej obserwujących!!! Do następnego rozdziału! Lovee
~ Poranek ~ Soczek.

wtorek, 17 września 2013

9. O mój Boże..

***

Selena szeroko otworzyła oczy, jakby zobaczyła ducha i niemal natychmiast stanęła przed Justinem w obronnym geście.

- Fredro... ja... - Sel jąkała się przez chwilę patrząc na przemian raz na mnie raz na Justina. On wywiercał mi dziurę w twarzy swoim spojrzeniem. Uśmiechał się normalnie... Jak do kumpla, ale ten wzrok...

- Cześć, Fredro. Dawno się nie widzieliśmy, przyjacielu. - nagle wypalił wystawiając dłoń w moją stronę przed przerażoną Sel. Moje oczy się rozjaśniły się i pojawił się błysk. Błysk, który zawsze oświadczał, że zaraz stanie się coś niedobrego. Selena nagle podeszła do mnie ze spuszczonym wzrokiem.

- Przepraszam, Fredro. Za mocno go kocham. Nie mogę o nim zapomnieć... Nie da się, zbyt mocno go kocham, za dużo mu powierzyłam, zbyt wielką częścią mojego życia się stał. Znasz to uczucie, kiedy kogoś kochasz tak mocno, że na sam widok tej osoby dostajesz tak mocnego skurczu serca, że nie możesz nawet przez moment oddychać, a co dopiero coś powiedzieć? Oczywiście, że to znasz. To nie jest łatwe. Chcieć, a móc to dwie zupełnie inne rzeczy. - powiedziała, chociaż język jej się plątał od nadmiaru alkoholu.

- Selena, ale ile razy Ci mówiłem, daj sobie spokój, nie watro marnować czas na takiego IDIOTĘ jakim ON jest. - specjalnie podkreśliłem te słowa, aby doskonale usłyszał o co mi chodzi. Po jego minie mogłem stwierdzić, że już się w nim gotowało. Mentalnie w mojej głowie przybiłem sobie z samym sobą piątkę.

- Wiem, że nie jest dla mnie. Pewnie wszyscy mnie znienawidzicie za to, co przed sekundą się wydarzyło, ale czasu nie mogę cofnąć, a uczuć raz na zawsze z siebie wyrzucić. - łzy zaczęły cisnąć się jej do oczu.

- Nie będziesz jej mówił co dla niej dobre, a co złe. Jest już dużą dziewczynką i wie co robi ze swoim życiem. - Justin podszedł do nas bliżej piorunując mnie wzrokiem.

- No kurwa, perfekcjonista jebany się znalazł. - powiedziałem z sarkazmem wyczuwalnym w głosie. - Z Ciebie każdy powinien brać przykład, przecież taki wspaniały, bez skazy i nigdy nikomu nic nie zrobił, a tym bardziej nikogo nie skrzywdziłeś. - Wymijając Selene stanął bliżej mnie.

- Masz coś jeszcze mi do powiedzenia? - zapytał z kpiną w głosie.

- Oj jakbyś wiedział co chcę Ci powiedzieć, nie wiem czy chciałbyś powiedzieć coś więcej. Wiesz, póki co mało o sobie wiesz, wypierdalaj do budy kundlu zapluty. Gorzej, jak dowiesz się, co myślą o Tobie inni. Więc radzę Ci, uważaj na to co mówisz o mnie i innych z naszej paczki do swoich nowych kolegów, bo to dobrze się dla Ciebie nie skończy. A jak nie masz co powiedzieć, to nie wpierdalaj się w słowo. Bo takie psy jak ty, nie grają honorowo. Pamiętajmy, że jeszcze nas łączą tylko handle z naszymi klientami. To jest jedyna i ostatnia rzecz jaka nas łączy.

- Gówno zrobisz... - powiedział kręcąc głową i uśmiechając się pod nosem. - Te interesy wpieprzają ciebie i innych w to samo gówno co i mnie, jeśli dziewczyny chcą wiedzieć, mogę tam wejść i ...

- Naprawdę? Jesteś tego pewien? HA! Taki chuj! Uwierz, że wiem więcej niż Ci się wydaje. - nagle mu przerwałem, czułem, że tracę kontrolę, zaraz się zatracę w tym wszystkim... Oczy co raz mocniej mi błyszczały, czułem to...

- Fredro, przyjacielu... - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Nie przyszedłem tutaj, żeby z tobą dyskutować na tematy naszych interesów, tylko po Selenę. - podszedł do Seleny, objął ją ramieniem i pocałował czule w policzek. Selena patrzyła tylko na swoje stopy i ani drgnęła, przygryzała wnętrze policzka i bawiła się palcami u rąk. Zawsze to robiła, kiedy się denerwowała albo czuła nieswojo. Odsunął się od niej i parszywie się uśmiechnął.

- Kocham cię, Sell.-powiedział, patrząc na mnie ukradkiem z uśmiechem szyderczym jak u Jokera. Moja świadomość nagle zniknęła, pozostał tylko blask w oczach.

*Prov Ashley*

- Coś go długo nie ma... Zaczynam się martwić, Dem. - spojrzałam na Demi, później na Kels ze zmartwieniem. - Może sprawdzimy co z nimi? Może coś się stało? Chodźmy sprawdzić. - wstałam, trochę się chwiejąc.

- Pójdziemy z Tobą - zaproponowała Kelsey. 


- Dobra. Chłopaki! - krzyknęłam. Wszyscy spojrzeli w moim kierunku. - Zaraz wrócimy 


- Okej. - powiedzieli zgodnie, a my ruszyłyśmy w kierunku drzwi. 


- Ja pójdę pierwsza. - powiedziałam do dziewczyn. Nic nie mówiąc zgodnie pokiwały głową. Otworzyłam drzwi i nagle zobaczyłam Fredra i Justina stojących niebezpiecznie blisko siebie.Wiedziałam, że to nie mógł być przypadek. Selena stała ze spuszczoną głową z szeroko otwartymi oczyma jakby nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Niemal natychmiast podbiegłam do Fredra od tyłu i złapałam go za ramię.


- Co jest, Fredro? Selena jest moją dziewczyną i zawsze nią będzie. - Justin znów pocałował jej policzek i spojrzał Fredrowi z przekąsem w oczy. 

- Justin... Przestań, proszę. - Selena prosiła cicho, łzy zaczęły spływać po jej rumianych policzkach.

- Demi, pomóż mi! - krzyknęłam do Dem, która wyszła przed drzwi w tym samym momencie, gdy Fredro zaczął się szarpać i desperacko pragnąc dojść do Justina i wyraźnie chcąc mu wkopać. Demi przybiegła i pociągnęła razem ze mną w tył Fredra, zataczając naszą trójkę przy tym. 

- Fredro!!! - krzyknęłam. Znałam ten błysk w oku, kiedyś też go widziałam w oczach Ryana, kiedy wplątał się w przepychankę pod sklepem, bo jakiś kieszonkowiec chciał mu zabrać portfel z kieszeni kurtki i skończył ze złamaną szczęką. Nie pamiętał o tym, tak jakby tego nie było. - Fredro uspokój się!.- Fredro patrzył na mnie i na Demi tępym wzrokiem. - Selena, zabierz stąd Justina! Szybko! Nie mamy za dużo siły! - wykrzyczałam w kierunku Seleny, na co ona wyrwała się z własnych myśli, wzięła Justina za rękę i zaczęła ciągnąć go w przeciwną stronę.


- Będziemy tam, gdzie zawsze! - krzyknęła do nas, a Fredro zaczął się bardziej wyrywać widząc ich odchodzących razem. - Kurwa, Alfredo uspokój się! - powiedziałam wkurzona w jego stronę. 



- Jak mam się do cholery jasnej uspokoić, skoro ta idiotka znów odeszła z tym pedałem! - wysyczał przez zaciśnięte zęby. 


- Co nie zmienia faktu, że jako najbardziej ogarnięty z chłopaków powinieneś zachować zimną krew i dać spokój i Selenie i Justinowi. - powiedziała spokojnie Demi w jego kierunku.- Też nie jesteśmy z tego zadowolone, kretynie, więc się USPOKÓJ. 

- No zapierdolę gnoja! - fuknął rozwścieczony i cofnął się w kierunku drzwi domu. - Ryan! Nie uwierzycie chłopaki, ten pedał przyszedł tutaj i namieszał tej idiotce w głowie i z nim uciekła jak już chciałem gościa połamać!!! - wchodząc do domu Sell za Fredrem omal nie zostałam uderzona przez niego, gdy wyrzucał dłonie ku niebu, dużo bardziej niż wkurwiony. Blask w jego oczach przygasał, docierało do niego teraz co się z nim działo przez najbliższy czas, co chciał zrobić. 


*Prov Selena*



Biegliśmy przez jakieś pięć minut, aż w końcu dobiegliśmy do "naszej ławki". Nazwaliśmy ją tak wspólnie, ze względu na to, że cokolwiek by się w naszym życiu nie działo, rozmawialiśmy zawsze na tej ławce. To tu pierwszy raz się pocałowaliśmy, kłóciliśmy się, godziliśmy. Spędziliśmy w sumie tutaj nasze najlepsze chwile. O tym miejscu wiedziały tylko dziewczyny. Nikt za nami nie gonił, nikogo nawet nie było w pobliżu. Byliśmy sami, tak jak za starych, dobrych czasów. Usiedliśmy obok siebie, Justin objął mnie ramieniem, a z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów. Wyjął jednego i włożył go do ust. Odpalił go i zaciągnął się nikotyną. Spoglądałam na niego ukradkiem. On nawet paląc wyglądał niesamowicie seksownie. Jego włosy zaczesane w lwią grzywę, krzaczaste brwi, piękne piwne oczy z długimi rzęsami, cudowne, perfekcyjne malinowe usta i zarysowana szczęka. To wszystko czyniło go dosłownie ósmym cudem świata. 


- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej. - Odezwał się zaciągając się po raz kolejny papierosem i puścił mi oczko. Na moje policzki od razu wkradły się rumieńce. Widząc to, Justin zaśmiał się i przybliżył mnie jeszcze bliżej swojego ciała. - Wiesz, tęskniłem za Tobą. Bardzo. - pocałował mnie w policzek. - Kiedy kogoś stracisz dopiero zaczynasz go doceniać. Bez Ciebie jestem pustym wrakiem. Upijałem się, jarałem, aby zapomnieć o tym wszystkim co mnie otacza. Ale musiałem zebrać się w sobie. Wiesz, że jestem bardzo uczuciowy. 


- Justin, wiem to. Ja też nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia bez Ciebie. To jest trudniejsze niż Ci się może wydawać. Chcesz, a nie możesz. - bardziej wtuliłam się w jego klatkę. Najlepszy dźwięk jaki kiedykolwiek usłyszałam to bicie jego serca, rytmiczne. Niczym kołysanka dla moich uszu.



- Znam to uczucie. Jedziemy tak jakby na jednym uczuciowym wózku. 


- Niestety... - Ostatni raz się zaciągnął kończąc papierosa. Zbliżył się do mnie, jedną dłoń kładąc na moim policzku. Czułam jego oddech na moich ustach. Był coraz bliżej, a ja dostałam przyjemnego skurczu serca. Ledwo poczułam dotyk jego ust na swoich i otworzyłam szeroko oczy widząc nagle Fredra razem z Ryanem odciągających ode mnie Justina i rzucających go przed siebie na ziemię. 

- Co wy wyprawiacie?! - od razu zaczął mi drżeć głos, przeraziłam się. Czułam, że na tym się nie skończy dzień.

- Co jest, Bieber? - zaśmiał się Ryan. - Podobno po naszą Selenkę przyszedłeś. - spojrzał się na mnie z uśmiechem. 

*O nie...* 

Ryan miał w oczach blask, który widziałam, kiedy rozdzielałam go z Fredrem, gdy szarpali się w moim domu. Fredro spojrzał na mnie i podał mi dłoń szczerząc się tak, jakby to nie był on. Obaj mieli błyszczące się oczy, tak jakby przeholowali alkohol, ale to nie było to. Fredra uśmiech powodował dreszcz i gęsią skórkę, to był uśmiech, który kiedyś spowodował połamane żebra u chłopaka, który powiedział Fredrowi, że jego dziewczyna jest dziwką. 

- Selly, wszystko w porządku? Bo z nim zaraz na pewno nie będzie. - zapytał zatroskany, dalej się uśmiechając. Odwrócił się w stronę Justina, który zdążył już wstać i otrzepać brudne ubranie. Justina oczy nabrały innej barwy... Ciemniejszej, ale zarazem dostały błysku, który zawsze tłumaczył, że już nie panuję nad sobą. Stanął na szerokich barkach i prychnął wzgardliwie. 

- Fredro... Przyjacielu, kochany. A może... frajerze? Co się dzieję? Po cholerę tutaj przyszedłeś? Szukasz połamanej szczęki? Zaraz będziesz nią pluł. - Justin podszedł do Fredra zamachując się pięścią, ale Fredro zrobił unik, niestety niezdarny, bo Justin zaraz wyprowadził cios kolanem wprost w przepona Fredra.

- Boże, przestańcie!! - zaczęłam krzyczeć, łzy zaczęły zalewać moją twarz, którą zakrywałam dłońmi z niedowierzania. - Proszę! - błagałam.

Ryan złapał Justina za koszulkę i szarpnął w tył przez co Justin stracił równowagę siadając na ławce, na której przed chwilą spokojnie siedzieliśmy. Spojrzałam za siebie i ujrzałam Kayle, Scoota i Jamesa biegnących w naszą stronę. Przeraziłam się, serce stanęło mi przez moment. Justin nie widział ich, był zajęty unikiem przed butem kierowanym w jego klatkę piersiową przez Ryana, w tym samym momencie Fredro trafił go pięścią w kość policzkową, która chrupnęła. 

- Przestańciee!!!!!!!!!! - wykrzyczałam zdzierając sobie gardło. Przestawałam już widzieć przez łzy, które cały czas napływały do oczu.

James wybiegł przede mnie i pięścią uderzył Justina w tył głowy po czym Ryan i Kayle wyprowadzili po kopniaku w żebra Justina po obu stronach jego ciała, a ten padł na ziemię, nie mogąc oddychać i plując krwią. Podbiegłam do nich i starając się wszystkich odepchnąć, uderzyłam Ryana i Kayla w twarz łokciem, krzycząc i błagając aby przestali. 

- Proszę... kurwa...Proszę... - powtarzałam cały czas.

Fredro się zaśmiał z obrzydzeniem widząc Justina, leżącego na ziemi trzymającego się za brzuch i plującego co chwilę krwią. 

- Oj Justin, Justin. Kiedy ty się nauczysz, kochany? - Ryan powiedział z pogardą w głosie pochylając się nad nim,biorąc go za koszulkę i unosząc jakby ważył zaledwie dziesięć kilogramów. - Selena jest jak nasza siostra, spróbuj z inną dziewczyną... Może z Dianą? - zaproponował i puścił Justina, który uderzył głową o kamień. Za chwilę podniósł go Fredro stawiając przy tym go na równe nogi i uderzając z całą siłą Justina pięścią w twarz, ten zaś padł na ziemię nieprzytomny. 

- Wy idioci!!! Wynoście się! Nie chcę was widzieć! - krzyczałam padając na kolana obok Justina, cały czas chlipiąc próbując opanować łzy lecące z oczu. 

- Sell.. My to... - James się odezwał.


- Już!!! -wrzasnęłam patrząc po kolei w ich twarze. - O mój Boże, co oni Ci zrobili... - po raz kolejny dzisiaj zaniosłam się płaczem. Chłopcy odeszli, a ja uklękłam przed Justinem płacząc i sprawdzając czy żyje. 


__________________________________________________
Pewnie się nie spodziewaliście takiego obrotu akcji, albo i się spodziewaliście. Tak czy siak, jak się podoba? Najdłuższy nasz rozdział yaaaay! Komentujcie i obserwujcie. Do kolejnego! :)
~ Poranek ~ Soczek. 

środa, 11 września 2013

8. Co się dzieje...

***

Justin oblizał swoje usta zerkając na dziewczyny po czym spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nie rozumiałam tego uśmiechu. Co on oznaczał? Czy to była złośliwość, szczerość, ... nie ... na pewno nie szczerość. Jest zbyt zagubionym skurwysynem, aby ukazać siebie. Sam już nie wie kim jest, pogubił się w sobie... Może ten uśmiech... jego piękny uśmiech... Kurwa. Może ten uśmiech jest szyderczy? Może wie, że w głębi serca dalej coś do niego czuję. Mam nadzieję, że nie.

- Cześć, Selly. - spojrzał na Demi i Ashley z uśmiechem, który zawsze się ukazywał gdy mówił coś złośliwego i powoli ruszył w moją stronę. Stałam jak wryta.

- Justin... nie rób jej tego. - usłyszałam słaby głos Demi, po którym mogłam stwierdzić, że jest zmęczona, smutna i przybita ale jej nie posłuchał.  Oblizał znowu usta i uśmiechnął się będąc co raz bliżej mnie. Nagle wyrosła przede mną Kels.

- Zostaw ją, świnio. - powiedziała z obrzydzeniem i pogardą w oczach od czubka głowy po czubki butów. Justin był nieprzewidywalny, więc skąd Kels miała wiedzieć co zaraz powie? Podszedł bardzo blisko niej. Czuła jego ostry jak nóż wzrok na sobie przewiercający twarz docierający tylko do mnie i ciepły oddech na policzku. Zabiło szybciej serce. Kels starała się wyglądać poważnie i odważnie, ale widziałam jak jej drgał wiszący luźno koniec koszulki z nerwów z tyłu jej pleców.

- Czego ma mi nie robić? - zapytałam pospiesznie zdenerwowana całym tym zajściem nie mając czasu na zastanowienie się, czy powiedziałam to tylko w myślach, czy na prawdę. Justin w tym samym momencie chwycił Kels w talii jedną ręką i przyciągnął do siebie tak, że opierała się rękoma o jego klatkę piersiową i próbowała się uwolnić a on trzymał drugą ręką jej głowę, jakby chciał ją pocałować i przybliżył usta do jej ucha i patrzył wprost w moje oczy po czym wyszeptał jej coś. - Czego masz mi nie robić?! - krzyknęłam coraz bardziej zdenerwowana tym wszystkim patrząc prosto w oczy Justina, który po chwili puścił Kels i bez emocji na twarzy podszedł do mnie zbyt blisko. Aż poczułam skurcz serca tak mocny, że mimowolnie skrzywiłam się. Poczułam jego cudowne perfumy wymieszane z zapachem papierosów. Dalej używał tych perfum, które mu zawsze doradzałam, bo tylko ich zapach zmieszany z fajkami przypominał mi tylko jego. Nikogo innego.

- Mam cię już nie krzywdzić. - oblizał usta przybliżając swoją twarz do mojej stawiając nas w kilku centymetrowym dystansie między sobą. Znów poczułam skurcz serca. Przygryzłam wnętrze policzka i spuściłam wzrok na swoje stopy. Justin chwycił mnie za podbródek, zmuszając mnie tym samym abym spojrzała na niego. - Sel... Nie skrzywdzę cię już. Obiecuję. - powiedział łagodnie a mnie znów mocniej zabiło serce. Przygryzłam mocniej wnętrze policzka, wiedząc, że zaraz polecą mi łzy po policzkach. Znowu wbiłam wzrok w ziemię. - Sel... - Justin złapał mnie za rękę. Miał tak zimne dłonie. Zimne dłonie, gorące usta i ciepłe, niemal kojące spojrzenie.

- Gówno prawda... - powiedziałam cicho bardziej do siebie niż do niego. Mimo to i tak usłyszał.

- Co? - zdziwiony uniósł brwi i chwycił mnie mocniej za dłoń. - Sel, ja wiem, że tęsknisz za mną, wiem, że cały czas myślisz o mnie... Wiem, że mnie kochasz. - Justin przerwał patrząc na mnie cały czas. Milczałam, nie dowierzając własnym uszom. Przez łzy nie widziałam już wyraźnie.

- Dlaczego...? - powiedziałam już drżącym głosem. - Dlaczego, kurwa?! - spojrzałam na jego twarz, jego idealne rysy, piękne oczy, usta... - Wiesz jak to bolało?! Wiesz! I ty jeszcze chcesz, żebym do ciebie wróciła?! Chyba oszalałeś! Ja... - wrzeszczałam prosto w jego usta już nie ukrywając całego smutku, wkurzenia, miłości i nienawiści za razem, które mnie ogarnęły w ciągu kilku chwil ale... przerwał mi nagłym pocałunkiem. Zrobiło się ciepło na sercu, jakbym dostała coś, czego od dawna potrzebowałam. Zrobiło mi się słabo i gorąco, jak uderzeniowa dawka narkotyku. Odwzajemniłam pocałunek. Justin całował natarczywie. Tak jakby mieli mu mnie zabrać. Czułam, że coraz większa ilość łez spływa po moich policzkach. Nagle odepchnęłam Justina.

- Jesteś gnojem!!! I tak wrócisz do tej szmaty, a mnie dalej będziesz robił nadzieję, że się zmienisz!!! Wynoś się stąd! - bełkotałam, od gorąca alkohol mocniej uderzył mi do głowy. Zasłoniłam twarz, żeby nie widział moich łez. - Nie zasługujesz na mnie... - przetarłam twarz.

- Wiem. Obiecuję, Sel, że już nigdy cię nie zostawię. - oparł swoje czoło o moje.

- Kocham cię... - powiedziałam po czym potrząsnęłam głową uświadamiając sobie, że sama sobie wykopałam dół czując, że zaraz znowu wyleję litr łez.

- Wiem, Selly. Wiem. Ja ciebie też. - spojrzał mi w oczy i znowu mnie pocałował. Znowu zrobiło mi się gorąco i zarazem słabo. Przytuliłam go mocno. 


- Justin, proszę. Nie opuszczaj mnie już. - spojrzałam mu w oczy przez zamazany obraz i go pocałowałam. Nie wiem czemu, instynktownie. Coś mi kazało mu wierzyć ale za razem uważać na niego. To nie jest ktoś, z kim można planować normalną przyszłość, ale nie mogę sobie go podarować. Za dużo przez niego wycierpiałam, za mocno pokochałam i kocham dalej, jest za dużą częścią mojego życia. Chcę go mieć przy sobie. Zawsze. Nie ważne czy pójdzie do pierdla. Nie ważne, czy jego dziwki będą mi grozić, bo nie dostały swojej działki. To wszystko jest nie ważne, chcę jego. Tylko jego. Wtedy wróciły do mnie wszystkie wspaniałe wspomnienia...

 Na początku było idealnie. Siedzieliśmy na ławce w parku, moja głowa oparta o jego, śmialiśmy się, wtedy czas leciał jak piach przez palce, marzyliśmy, mówiliśmy "kocham cię" bez żadnych zbędnych przepytywań gdzie się było, co robiło i dlaczego znowu ma krew na koszulce. Było... inaczej. Patrzyliśmy na chmury i mówiliśmy co nam przypominają. Snuliśmy plany. Byłam tylko ja i on... my. Poza nami jeszcze przyjaciele. Alfredo i Justin. Kiedyś najlepsi kumple i zawsze się dogadywali. 
Teraz jeśli Fredro by go zobaczył, chyba by go zatłukł. 
- Obiecuję, już nigdy Cię nie zostawię... - wziął w swoje dłonie moją twarz, kciukami przetarł moje wciąż płynące łzy i lekko się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech, mimo łez. 
- Zawsze tak mówiłeś... - przerwał mi przykładając wskazujący palec do moich ust. 
- Ciii... Już cicho - przytulił mnie do siebie z całej siły. - Wiem, że nawaliłem już tak wiele razy, że wyrządziłem Ci wiele krzywdy, ale naprawdę jest mi przykro i przepraszam. Obiecuję, że już więcej to się nie powtórzy, zaufaj mi proszę. - powiedział niemal błagalnym tonem. Moje uczucia wisiały na włosku. Spojrzałam w jego piękne, czekoladowe oczy, w których widziałam iskierki szczęścia, prośbę o zrozumienie wraz z wybaczeniem oraz coś czego nie mogłam rozszyfrować. Próbowałam utrzymać zdrowy rozsądek, jednakże alkohol, który nadal buszował w mojej krwi nie pozwalał mi na to. Zbliżyłam się do niego, a moje usta momentalnie zbliżyły się do jego ust, łącząc je razem w kolejnym niesamowitym pocałunku dzisiejszego dnia. Były w nim chyba zawarte wszystkie niezbędne emocje. Tęsknota, gorycz, pragnienie drugiej osoby, odrzucenie, szczęście, nienawiść, zrozumienie, sprzeciw rozumu, błaganie serca. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Zatraciłam się, skurcz serca rwał gdyby miano je wyrwać. Uwierzyłam mu. Już po mnie.

*Fredro prov* 



Razem z chłopakami wypiliśmy jeszcze jedną butelkę wódki, rozmawiając przy tym o samochodach i grach komputerowych. Czas płynął, a dziewczyn jak nie było, tak nie ma. 

- Ciekawe co z dziewczynami... pójdę sprawdzić, okej? - powiedziałem wstając z kanapy lekko przy tym tracąc równowagę. 

- Dobra, ale wróć zaraz! Trzeba jeszcze omówić taktykę w dzisiejszej partyjce w LOL'a! - powiedział Scoot bąkliwie biorąc łyk piwa z puszki. 

- Dobra, zaraz wracam. - powolnym krokiem podążyłem w stronę drzwi. Po wypiciu takiej porcji alkoholu nie było to łatwe, muszę przyznać. Już chciałem chwycić klamkę, kiedy drzwi otworzyły się, a do środka wpadła Ashley, a zaraz za nią Kels i na końcu, jako najwyższa Demi. 

- Ooo właśnie miałem po Was iść. 

- To dobrze, że przyszłyśmy. - Demi ironicznie się zaśmiała i stanęła w drzwiach. 

- Emm, a gdzie Selena? - zapytałem, bo nie dostrzegłem jej z resztą. 

- Selena jest na dworze z Jus... - chciała powiedzieć Ash, ale Kelsey zasłoniła jej ręką usta. 



- Z kim? Z Justinem?! - wykrzyknąłem na pół domu. - Demi przesuń się! 

- Alfredro! Nie! - krzyknęły wszystkie razem. 

- Demi przesuń się! - Demi zszokowana nie wiedziała co zrobić. Przeszedłem obok niej i wyrwałem w kierunku dworu. 

- Co tu się, kurwa dzieje?! - krzyknąłem w kierunku Seleny i Justina całujących się. Jednak jest większą idiotką niż myślałem.
_____________________________________________
Po wielu próbach i staraniach mamy rozdział. Przepraszamy za opóźnienie, ale były ku temu powody. Dziękujemy za 2100 wejść, obserwatorzy też dochodzą. Komentujcie i obserwujcie dalej, bo mamy jakąś motywację do dalszego działania.
Jak myślicie, będzie bójka w kolejnym rozdziale? Czy może Fredro zostawi to bez żadnego rozgłosu? PISZCIE :*
~ Poranek ~ Soczek. 

wtorek, 3 września 2013

7. Zjebałeś to...

***

- Co to miało, kurwa być? - Selena zbliżyła się do mnie i popatrzała na mnie z obrzydzeniem. - Miałaś mieć wszystko pod kontrolą... Myślałam, że jesteś już dużą dziewczynką i sama dasz sobie doskonale radę.

- Szczerze? - zaczęłam. - Nie żałuję, że mu powiedziałam a tym bardziej nie żałuję, że go pocałowałam. Co było to było. Więcej się nie powtórzy. - powiedziałam wiedząc, że to dopiero początek czegoś co jeszcze może nadejść między nim a mną. Spojrzałam na Kels i Sel omijając je i zeszłam na dół myśląc cały czas o tym co przed chwilą zaszło i czy powiedziałam faktycznie prawdę czy skłamałam mówiąc im w twarz. Chłopcy siedzieli w pokoju. Kiedy mnie zobaczyli odwrócili się w moją stronę. Podeszłam do stolika z grobową miną, to nie powinno się wydarzyć. Chwyciłam papierosa i zapalniczkę i poszłam do wyjścia przed dom. Po tych wszystkich wydarzeniach z dzisiaj, musiałam zapalić. Tylko to mogło ukoić moje zszargane nerwy, czuję się... jak miś, którego dziecko już nie potrzebuję bo dostało inne... lepsze, ładniejsze. W tym wypadku dla niego każda inna panna jest lepsza. 


Ryan Prov. 

Kiedy dziewczyny weszły na górę, totalnie zgłupiałem. Myślałem, że będą miały w dupie to, gdzie podziewa się Ash. A jednak się myliłem... Z jednej strony, tylko ją bym całował. Z drugiej? Cieszę się, że przyszły.

- Ooo... Tu jesteście. - Selena krzyknęła w naszą stronę z dziwnym wyrazem twarzy, jakby miała zamiar zaraz wpieprzyć Ashley.

- Emm cześć Selly. - Ashley powiedziała czerwona jak burak. Widziałem, że fakt, że nas przyłapały był dla niej upokażający.

- To ja Wam nie będę przeszkadzał. - ostatni raz cmoknąłem Ash w policzek i udałem się w kierunku schodów czując wzrok dziewczyn na sobie wypalający mi dziurę w plecach.

Kiedy zszedłem na dół wszyscy siedzieli na kanapie i popijali piwo. Zdecydowałem, że dosiądę się do wszystkich i zrobię to samo. W głośnikach rozbrzmiewał Drake "Forever". Nagle do pokoju weszła Ashley, wyjęła papierosa i wyszła na dwór. Spojrzeliśmy na nią, ale nic nie powiedziała, nie spojrzała w naszym kierunku. Jakby była wściekła za to, co się stało. 

- A tej co się znów stało? - spytał Scoot.

- Nie wiem. - odpowiedziałem szybko upijając łyk alkoholowego trunku z puszki.

- Mnie się tam wydaje, że ty doskonale wiesz o co jej chodzi - Fredro spojrzał w moją stronę - Widziałem, jak kręciłeś się wokół Ashley. Ślepy nie jestem, wybacz. - upił łyka piwa odchylając głowę w tył.

- Boże, nic jej nie zrobiłem - uniosłem ręce w obronnym geście.

- Nic? To dlaczego jest taka wkurwiona? - zapytała Demi. - Normalnie się tak nie zachowuje. - wstała, też wzięła papierosa i wyszła przed dom, najprawdopodobniej do Ashley. No tak, kogo ja chciałem oszukać? Zna ją lepiej niż samą siebie. Ale trzeba grać dalej. Nie sam sobie zniszczyć imprezy przez głupi pocałunek...

- Dobra, dziewczyn nie ma więc nam jako kumpel możesz powiedzieć. - odezwał się James.

- Kurwa, nie dacie mi spokoju? - zapytałem krzywiąc twarz w grymasie jak małe dziecko poddając się. Wszyscy zgodnie kiwnęli głową na tak. - Ja pierdole. - poddałem się. No to tak, najpierw okej, byłem bliżej niej, bo nie chciałem żeby sobie coś zrobiła. Dlaczego tak pomyślałem? Bo jest porywcza po alkoholu, i wtedy panują nad nią emocje co sami dobrze wiecie. Poszła na górę, ale nie wiedziała, że idę za nią. Schowałem się na schodach i słyszałem tylko cichy szloch. Nie mogłem wytrzymać, przygryzłem wargę, poczułem ucisk w sercu i podszedłem do niej. Ona siedziała skulona na podłodze i płakała, więc zapytałem czemu. Potem wstała, wytarła łzy i powiedziała kilka słów szeptem, byłem już tym zmęczony i nagle zaczęła krzyczeć, że nie jestem wart nikogo, uderzyła mnie, zaczęła znowu płakać, przytłoczyło to ją. Chciała odejść, wściekłem się i ją do siebie znowu przyciągnąłem. Nie wiem po co... chwile później powiedziała, że mnie kocha, na co ja jej powiedziałem, że mi się podoba i w ogóle ale nie możemy być razem. Pocałowaliśmy się, ale nie był to taki o pocałunek, poczułem się jak drań ale całuję tak perfekcyjnie, jej piękne usta, oczy. Och gdybyście widzieli jej buźkę... Jej perfekcyjną buźkę.Wiecie czemu nie mogę z nią być. Poczułem, że mam na nią ochotę i kiedy sama zaczęła mnie do siebie przyciągać przyszła Kels z Seleną i zszedłem do was. Czułem, że powinienem odejść, Selena ma piorunujący wzrok kiedy jest wściekła a mnie chciała za to zabić. - powiedziałem im wszystko jak na spowiedzi. Patrzeli na mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach.

- Zjebałeś to - nagle Fredro się odezwał twardym tonem. - Wiesz, że ją zraniłeś, a do tego ten pocałunek... Ona nie jest taką suczką, żeby sobie z nią pogrywać głąbie! Ona jest w naszej paczce, rodzinie a ty jej robisz gówno z mózgu a potem i tak polecisz znowu do Rosse... - Fredro nie ukrywał już zdenerwowania, wstał.

- Kurwa to co miałem zrobić? 

- Mogłeś to inaczej powiedzieć, nie tak dosłownie i dosadnie, jak to pewnie powiedziałeś. Albo najlepiej w ogóle się nie odzywać - powiedział Scoot, który starał się myśleć najbardziej racjonalnie, ale alkohol tego nie propanował. 

- Ryan, skup się. Po co to robisz, kurwa...? No po co? Weź się za jedną a nie za pięć lasek, w których znajduję się dziewczyna z naszej paczki. Koleś... Nie powinieneś tego robić, łamiesz jej serce i wiesz, że to wszystko jest tylko kwestią czasu, kiedy albo jej albo tobie odjebie i zrobicie głupotę. - wtrącił się Kayle, biorąc butelkę wódki i rozlewając kolejno do kieliszków.

- Ciekawe jak ty byś się kurwa na moim miejscu zachował. Nie chciałem kłamać, żeby czuła się lepiej, bo wtedy bym okłamywał i ją i samego siebie, a co najgorsze miałbym wyrzuty sumienia! - wyrzuciłem z siebie. - Wiecie, do cholery jak bardzo mi na niej zależy. - schyliłem głowę. - Wiecie, że gdybym  z nią był, naraziłbym ją na niebezpieczeństwo tak samo jak Justin narażał na niebezpieczeństwo Selenę. Ale jest jedna różnica. -wstałem z pewnością siebie i podszedłem patrząc prosto w oczy kolejno każdemu z chłopaków. Nic nie powiedzieli dając mi znak abym kontynuował. Spojrzałem na Fredra z mrożącym spojrzeniem. - Mnie, zależy na tej ekipie, zależy mi na nas wszystkich a najbardziej na Ash, dlatego nigdy z nią nie będę.

- Ty idioto! - wywrzeszczał Fredro a chłopcy zrobili krok w tył. Fredro był najmuskularniejszym chłopakiem w naszej rodzinie i to on stawiał do pionu, jeśli komuś odwalało. - Jeśli by ci na niej zależało kiedykolwiek, dałbyś jej żyć w spokoju a nie co chwilę do niej pisał słodkie słówka a potem przestawał się odzywać dając jej do myślenia, że to ona coś źle zrobiła a ty po prostu szlajałeś się za jakimiś szmatami a ona cierpiała! Nasze interesy może wpływają na nasze życie osobiste, ale to jednak rodzina a rodziny nie krzywdzimy! Bronimy jej ty pustaku a nie robimy sieczke z mózgu!!! Nie zasługujesz ani na nią ani na żadną inną! - Alfredo pchnął mnie. Wtedy coś się we nie obudziło, instynkt, który od dawna zwalczam, który powoduję, że biję, do póki nie zdam sobie sprawy co zrobiłem. Podszedłem do niego i z kpiną w głosie powiedziałem

- Próbuj szczęścia, Fredro. Przyda ci się. - uśmiechnąłem się a moje oczy się rozjaśniły, było widać w nich blask, który mówił, żeby nie próbować się ze mną mierzyć. Zachwiałem się przez alkohol.

*Kurwa...*


Fredro mnie pchnął. Upadłem obok stolika, przy którym piliśmy a on zamachnął się pięścią. Byłem szybszy i zwinniejszy. Obróciłem nim tak, że teraz jak byłem nad nim i uderzyłem łokciem w jego policzek. Uśmiechnąłem się szyderczo i przybliżyłem twarz do jego, kiedy zakrywał policzek dłonią. Przytrzymywałem jego nogi w dźwigni a jego ręce przytrzymywałem moimi. 

- Mówiłem ci. Nie masz ze mną szans, jesteś za wolny. Dlatego potrzebujesz mnie w tej RODZINIE. - zaśmiałem się złowieszczo. W tej samej chwili poczułem czyjeś dłonie na moich plecach ciągnące mnie za koszulkę. Wylądowałem z szokiem wymalowanym na twarzy na podłodze tuż obok Fredra, nim spostrzegłem dostałem otwartą dłonią w twarz tak mocno, że odwróciłem głowę w drugą stronę i głośno jęknąłem z bólu. Za chwilę usłyszałem głośny plask i przeciągły jęk Fredra. Też dostał.

- Co wy tutaj, kurwa robicie?! To jest mój dom! Mój! I albo się uspokoicie albo wypieprzać stąd! Fredro wstań i pokaż to co masz nad okiem... - to była Selena. - Ryan, ja idę go opatrzyć a ty... ty lepiej się opanuj. -spojrzała na mnie surowo a ja odwróciłem wzrok. Nienawidziłem, kiedy tak się działo. To nie pierwszy raz. Fredro wstał i trzymał się za policzek. - Jak tyś to do cholery zrobił... - dało się usłyszeć mruczenie Seleny. 

- Fredro... - spojrzałem w jego kierunku i zatrzymałem się wzrokiem na jego policzku, było rozcięte i kapała z niego krew. Poczułem smutek, podszedłem czując, że znowu zawładnęło mną to COŚ. - Wybacz, stary... Przepraszam, to nie tak miało być. Znowu wszystko spieprzyłem. To wszystko moja wina. Spojrzałem mu w oczy i zamiast wściekłości, uderzenia w twarz zobaczyłem ten jego złośliwy uśmieszek. Mrugnąłem kilka razy szybko w przekonaniu, że tylko mi się to przywidziało. Stał cały czas szczerzący się do mnie wyzywając uśmiechem.

- Stary, byłoby gorzej z tobą gdyby Sel się nie wtrąciła... - zmierzył ją wzrokiem a ona uderzyła go w tył głowy.

- Wy byście się, idioci tutaj pozabijali i byłoby na mnie, gdyby do czegoś gorszego doszło. - Spojrzała na nas mrożącym wzrokiem. Była wściekła. Poczułem skurcz serca i przymrużyłem oczy. 

- Przepraszam. - powiedziałem szczerze słabym głosem nie patrząc jej w oczy. Jej ciemne oczy... Selena wzięła głęboki wdech i rozejrzała się po pokoju. Chłopcy siedzieli na kanapie cały czas zmrożeni tym co przed chwilą się stało, nie odzywali się. Fredra trzymała przy boku a Ryan stał obok niej. Odwróciła się szybko do Kels z przerażeniem w oczach i chciała już krzyknąć ale Kels ją wyprzedziła.

- Ashley i Demi... Gdzie one są?! - spojrzała na mnie a potem na chłopaków. Wszyscy spojrzeli po sobie.

- Z tego co pamiętam, Ashley poszła zapalić, a Demi poszła za nią... - powiedziałem. Selena porozumiewawczo kiwnęła głową.

- Dobra, idziemy do nich, a WY tutaj spokojnie, bo drugi raz nie mam zamiaru Was uspokajać. - Selena z Kels ruszyły w kierunku drzwi.

Selena prov.

Kiedy zbliżałyśmy się już do drzwi powiedziałam.

- Oby nic głupiego nie zrobiła... - zamyśliłam się przez chwilę, kiedy w dłoni trzymałam gałkę od drzwi. Kels stała za mną.

- Na pewno nic jej nie jest, pewnie się zagadały z Demi. - uśmiechnęła się chyba właściwie sama do siebie, bo ja właśnie zamarłam gdy otworzyłam drzwi a moim oczom ukazała się Ashley rozmawiająca z nikim innym jak... Justinem. Kels mnie szturchnęła w ramię ale nie zareagowałam, w głowie nagle pojawiło mi się milion pytań, zaprzeczeń... Chciałam się wycofać z powrotem do domu póki nas nie zauważyli, ale Kels krzyknęła mi do ucha.

- Sel! Co się z tobą dzieję?! - spojrzała przede mnie i natychmiast zamilkła. Przymknęła usta dłonią i przeklęła się. Ashley, Demi i Justin byli bardzo pochłonięci rozmową, wyglądało to jakby się kłócili ale Ash odwróciła się do nas przodem a Justin zwrócił się wzrokiem w naszą stronę, kiedy usłyszeli krzyk.

- Co do cho.... - powiedziała Demi i wtedy zobaczyła nas dwie w drzwiach.

_____________________________________________________________
 no to tak, kolejny rozdział mamy, wróciłyśmy do szkoły. Nie wiemy jak to będzie kiedy już dostaniemy prawidłowe plany lekcji, ale będziemy się starać, aby pozostał to jednak wtorek. Dziękujemy za wyświetlenia i PRAGNIEMY więcej obserwujących i komentarzy. Wiecie, komentarze są potrzebne autorom, aby się starali i tak dalej. :)
Do następnego!
~ Soczek ~ Poranek.

wtorek, 27 sierpnia 2013

6. Czy ktoś coś pamięta...?

***

- Co tu tak głośno? - zapytał Fredro rozszerzając oczy i spoglądając na nas a potem na blat ukazujący pustą butelkę po Malibu. - Okej, rozumiem... My też coś przynieśliśmy. - spojrzał na Ryana. Ryan podniósł butelkę smirnoffa i uśmiechnął się krzywo i podnosząc brwi, nie zauważając nawet kiedy Ash do niego podeszła i dała całusa w policzek. 

- Cześ Ray... - czknęła Ash i zawieszając mu się na ramionach. 


- Cześć Ash, wszystko z tobą w porządku? - zapytał James z obawą w głosie. Wszyscy wiemy co Ashley kiedyś czuła do Ryana, chyba dalej czuję. Niektórzy to olewają bo nie chcą się wtrącać w nie swoje sprawy. Mają dość przeżywania, godzenia, kłócenia i wszystkiego innego. 



- Ahley, chodź. Pójdziemy zobaczyć co z Kelsey i Demi. Wchodźcie chłopcy. - starałam się trzymać równowagę i wzięłam ją pod ręke. 


- Sel... Chodź ze mną na podwórko. Chcę zapalić. - spojrzała na mnie znacząco. Wzięłam paczkę papierosów, spojrzałam na Fredra i szepnęłam mu do ucha. 

- Przypilnuj dziewczyny i Ryana, żeby się za bardzo nie spili. Wiesz przecież co będzie z Ash jeśli Ryan zacznie mówić o Rosse. - Fredro pokiwał mi głową i uśmiechnął się. Podeszłam do Ash podpierająca się o drzwi wejściowe mojego domu i wyszłyśmy. 


- Sel... - zaczęła ze smutkiem. - Ja go kocham... - powiedziała po chwili ze zaszklonymi oczami a ja przygryzłam wnętrze policzka i przytuliłam ją mocno. 


- Wiem, Ash... Wiem. Ale musisz się trzymać, jesteśmy z dziewczynami z tobą, baw się z nami i resztą a Ryana zostaw samemu sobie, niech bawi się z chłopakami. Musisz go olać, nie możesz znowu zaczynać tej historii, zniszczysz się do końca. - wypuściłam ją z ramion i podałam jej paczkę i wkładając sobie papierosa do ust, odpalając go zaciągnęłam się i trzymałam w płucach przez dłuższą chwilę chmurę. 

- Selena... on i tak mnie nie pokocha, przepraszam jeśli zepsuję ci impresę. I mam prośbę. - powiedziała bełkotliwie i spojrzała mi głęboko w oczy. Nie mówiąc nic, czekałam aż dokończy. - Chcę abyś mnie po imprezie odprowadziła do domu, ogarnęła i kiedy będę robić coś co będę potem żałować, odciągnij mnie. Dobrze? Proszę. - błagała wzrokiem. 

- Ash, Sel. Wracajcie już, będziemy się bawić, pić i tańczyć. Nie możemy myśleć o chłopakach, prawda Sel? - podchodząc patrzyła mi w oczy Demi. Wiedziałam o co jej chodzi.

 Zanim zaczęłam być w związku z Justinem kochałam Demi jakby była moją siostrą, razem z Fredrem poznała mnie z resztą paczki, która teraz jest jak moja druga rodzina. Ale kiedy pokłóciłam się z Justinem, myślałam, że wszyscy będą mnie wspierać, jednak Justin ich nastawił przeciwko mnie i byłam sama. Zauroczył Demi i kiedy przechodziłam obok mojej straconej rodziny on posyłał mi złośliwe uśmieszki i przytulał Demi i ją całował. Nikt nie całował jak Justin. Nikt nie przytulał jak on. Desperacko pragnęłam porozmawiać z Demi, z każdym innym, ale oni się po prostu ode mnie odwrócili. Kiedy próbowałam porozmawiać z Demi ona odwracała się na pięcie i mówiła, że nie chcę mnie znać. Bolało mnie to tak strasznie, jak gdyby ktoś mi wbijał nóż w plecy i kręcił nim próbując sprawdzić, czy to boli, czy będzie lecieć krew. Wtedy wykręcili mi dziurę w sercu, pustka wypełniała mnie całą, nie mogłam spać w nocy, ciągle zastanawiałam się co Justin zrobił, co im takiego powiedział. Wtedy zaczęłam spotykać się z Danem, był rok starszy ode mnie i zawsze wiedziałam, że mu się podobam. Był zielarzem, zawsze kiedy chciał się ze mną spotkać to pytał czy pójdziemy na spacer na blanta. Wtedy nie miałam nikogo innego, nie miałam co robić a jego lubiałam. Jego zielone oczy, poczucie humoru i nieporadność kiedy się źle czułam lub po prostu zapadała między nami niezręczna cisza. Wtedy zaczęłam codziennie palić trawkę, potrafiłam wychodzić rano i wracać późnym wieczorem i przez cały dzień nie robić nic innego tylko palić trawę. Któregoś dnia spotkałam ich przechodząc pod rękę z Danem i Justin spojrzał na mnie z zazdrością, ktoś z nich do mnie krzyknął, żebym podeszła do nich, byłam ujarana i odkrzyknęłam tak, żeby każdy na ulicy mnie usłyszał, żeby zamknął mordę, choć nawet nie wiedziałam do kogo kieruję te słowa. 

- Sel, wszystko w porządku? - zapytała mnie Ash wpatrując się we mnie wraz z Demi. 

- Tak, tak. Chodźmy, zabalujmy. - uśmiechnęłam się szeroko prosząc samą siebie, aby zapomnieć o tym wszystkim, to już nie ma przecież miejsca. Kiedy weszłyśmy do domu z powrotem, w głośnikach leciała piosenka Eminem'a "lose yourself" a Kels siedziała i śmiała się z chłopakami na kanapach. 

- Ooo! Wreszcie nasze gwiazdy wróciły. Czekaliśmy na was z wódką. Chodźcie, siadajcie i zaczynamy zabawę. - James krzyknął a Scoot i Ryan się roześmiali. 


- Dobra, to co zrobiliście? Proszku przeczyszczającego dosypaliście czy co? - zapytałam wzdychając i biorąc się pod boki. 



- Ale my nic nie zrobiliśmy! - krzyknął Kayle i wszyscy którzy siedzieli na kanapach roześmiali się. 


- Okej, powiedzmy, że wam wierzę. Polewajcie! - odkrzyknęłam z uśmiechem na twarzy. Kayle wziął wódkę do ręki i polał do każdego kieliszka. Podałam kieliszek Ash i dzięki bogu nie upuściła na ziemię ani kropelki trunku mimo jej stanu. Wypiliśmy po kolejce i wróciliśmy do tańca o ile to tańcem można było nazwać. Każda z nas kręciła tyłkiem. Nie wiem dlaczego to robiłyśmy, skoro są również inne sposoby tańca ale no, nieważne. Chłopcy siedzieli i co chwila popijali jakieś trunki, które wyjęłam z barku mamy. Po jakiś dwóch flaszkach Jacka Daniells'a chłopcy już latali jakby wypili po flaszce na głowę. Nagle Ashley zniknęła mi z oczu. 

- Kels, widziałaś Ash... Miała tańczyć z nami ale jej tu nie widzę. Nie widzę też Ryana i mam nadzieję, że się aktualnie nie mordują się gdzieś na górze albo na podwórku, pomożesz mi ich szukać? - powiedziałam zmartwiona. Ashley nie może mu powiedzieć, że go kocha. On to wie a i tak się łudzi, że to nie prawda. Nigdy nie dałby jej szansy, nie kocha jej. To typ zimnego pączka, lepiej jeść na ciepło, kiedy czuję się rozpływającą czekoladę i ciepło przechodzące przez gardło gdy go przełykasz, nie wolno jeść zimnego, bo czujesz gorycz tej słodyczy a później będziesz żałować bo słodycz jest tylko an chwilę a ból brzucha zostanie dłużej i nie wyjdziesz z toalety przez kilka godzin po czym wrócisz parę minut później aby to powtórzyć. Jeśli mu to powie, zniszczy samą siebie, nie wybaczy sobie tego, że powiedziała mu wszystko po alkoholu. - Musimy ją znaleźć. - dopowiedziałam coraz bardziej zmartwiona. Poszłyśmy na górę po schodach i od razu zauważyłyśmy Ashley i Ryana. Ashley była oparta o ścianę. Wściekła, było widać to po jej wyrazie miny i rękach skrzyżowanych na piersi niczym małe dziecko tupiące nóżką, które nie dostało małego misia do przytulenia. Ryan otwartą ręką przecierał zmęczone i pijane oczy. Słuchał tylko Ash co ma do powiedzenia w ciszy.

- Jesteś tylko dupkiem, nic nie wartym chamem! Nie umiesz docenić żadnej dziewczyny! - Ashley nagle wybuchnęła płaczem i uderzyła Ryana pięścią w pierś. Chciała odejść ale przyciągnął ją do siebie i spojrzał na nią groźnie i przywarł ją do ściany. Spojrzałam na Kels pytając cicho co robimy. 

- Poczekajmy. Jeśli będzie źle wtedy wkraczamy. - zachowywałyśmy się jak ninja! Przywarłyśmy do ścian i zniżyłyśmy się tak, aby nas nie zauważyli. 

Prov Ashley

- Jesteś tylko dupkiem, nic nie wartym chamem! Nie umiesz docenić żadnej dziewczyny! - wybuchnęłam płaczem, nie mogłam patrzeć mu w oczy i uderzyłam go pięścią w pierś. Nie zareagował. Stał w ciszy, nic nie mówił tylko oczekiwał aż coś w końcu powiem. Chciałam odejść jak najszybciej mogłam, ale mnie zatrzymał Za każdym razem kiedy natrafiałam na jego oczy zastanawiałam się nad tym czy go bardziej kocham czy bardziej go kocham czy bardziej nienawidzę.  Zawsze pragnęłam mu powiedzieć, że go kocham. Patrzyliśmy chwilę na siebie, wydawał się taki spokojny, seksowny, jego jasne oczy, ciemne włosy zawsze starannie ułożone. Kocham go, nigdy go nie zapomnę a tak bardzo się staram. Poczułam, że zaraz z moich ust wypłyną słowa, których będę żałować. Jest skurwysynem, kocha każdą ładną dziewczynę. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam smutek, złość i coś czego nigdy w jego oczach nie widziałam, nie mogłam tego wzroku  wypalający moje oczy rozszyfrować. Przycisnął mnie do ściany i oparł się o nią za mną tak, że stałam między jego ramionami. 

- Ashley, wiesz, że nie możemy być razem, podobasz mi się, od zawsze. To chyba wiesz, musisz wiedzieć. Masz piękne oczy, uśmiech, wszystko... Ale razem być nie możemy. Ash zrozum to. - powiedział mi niemal niesłyszalnie do ucha i spojrzał ponownie w moje oczy. Znowu napłynęły łzy.

- Ale Ryan, ja cię kocham... - schowałam swoją twarz w dłonie. Zaczęłam płakać. Ryan podniósł mój podbródek zmuszając mnie do popatrzenia w jego piękne oczy. Obraz rozmazywał się przez łzy. - Nie chcę żyć bez ciebie...

Ryan nie dał mi skończyć mówić i mnie pocałował. Zawsze tego chciałam, desperacko go potrzebuję. Jak ryba wody, jak ptaki latania... Po prostu... jest jak tlen, kiedy go nie dostajesz, dusisz się, rozpaczliwie go pragniesz i się zaciągasz ale tracisz w końcu przytomność i umierasz. Ale gdy oddychasz, wiesz, że nie umrzesz, że jest nierozłączną częścią twojego życia. Trzymasz go w płucach, przy sercu, pompuje krew i cieszysz się każdym oddechem. Masz świadomość, że wielu ludziom oddech odebrano i przestało bić serce łamiąc tym samym serca ich najbliższym, wtedy i oni umierają, nie mają tego tlenu, oddychają trucizną i umierają w środku. Powoli. Taka jest moja miłość do niego, raz umiera ale rodzi się na nowo, ale boli serce bo wiem, że zostało wiele razy zranione. Jednak mimo wszystko w brzuchu czułam stado szarańczy, bo motyle to już nie były w stu procentach. 

Całował bardzo mocno, napierał ustami, jakby chciał pokazać, że to co przed chwilą powiedział było prawdą. Wiem, że to chwilowe, wiem, że jutro znów będzie się ze mną tylko kumplował. Ale pragnęłam tego tu i teraz, nie zastanawiając się nad tym co by było jutro. Tak, jakby jutra być nie miało. Delikatnie, uważając na każdy ruch chwyciłam w obie dłonie jego twarz, starając się zapamiętać jak smakują jego usta, każdy ich ruch. Łzy nieustannie spływały po moich policzkach, myślałam, że jestem we śnie. Znów o nim śnie. Jego ręce osunęły się na moją talię i zaciskały się dając mi znak, że to wcale nie jest sen, to jest na prawdę. Jedną rękę zsunęłam na jego pierś a drugą wciąż trzymałam jego policzek modląc się aby pozostał ze mną tak zwarty już na zawsze. Ryanowi zsunęły się dłonie niżej, na moje pośladki. Ugniatał je uważając jednak, aby mnie to nie bolało. Budził moje zmysły do życia, Pragnęłam go coraz bardziej. Nasze języki łączyły się i rozłączały tylko po to aby po chwili znów się połączyć. Pocałunki były coraz to gorętrze, łapczywe a nasze ręce zaczynały błądzić po całych naszych ciałach, chcąc odkryć najciemniejsze zakamarki pokryte ubraniami. Po moich policzkach przestały lecieć łzy, ale coraz bardziej chciałam, żeby być jego. Nigdy tak daleko nie zaszliśmy, zawsze był buziak. Czemu dzisiaj? Czemu jak mu wyznałam, że go kocham? 

- Ooo... Tu jesteście. - Selena krzyknęła w moją stronę z miną grożącą, że jeśli zaraz się od Ryana nie odkleję, będę miała przechlapane. Z jednej strony się cieszyłam, że powstrzymała nas przed pójściem dalej, z drugiej strony chciałam ją zabić, że zniszczyła tak znaczącą dla mnie chwilę.

- Emm cześć Selly. - powiedziałam czerwona jak burak chowając twarz we włosach.
- To ja Wam nie będę przeszkadzał. - Ryan ostatni raz cmoknął mnie w policzek i odszedł.
Selena i Kels spiorunowały go wzrokiem.

- No to teraz panienko masz przerąbane... - Kelsey spojrzała na mnie, a ja wiedziałam, że zaraz przejdę przez piekło zwane "przyjaciółki mówią co zrobiłam mimo, że to wiem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę"

_____________________________________________---
No to beng! mamy kolejny!
dziękujemy za komentarze i za wszystko. Ale, jakby tak obserwatorzy wzrośli to byśmy się nie obraziły, naprawdę. :)
~ Poranek . ~ Soczek. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

5. Czyste szaleństwo

***

Nie czekając zbyt długo usłyszałam śmiechy i otwieranie drzwi.

- Jesteśmy, głupie pipy!! - krzyknęła Demi wchodząc do kuchni i ku mojemu zaskoczeniu trzymała w ręku dużą szklaną butelkę.

- No nareszcie! Ile można na Was czekać?! I co ty trzymasz  ręce...? Błagam powiedz tylko, że to nie to o czym myślę... - powiedziałam błagalnie wykrzywiając twarz w grymasie. Demi uśmiechnęła się łobuzersko i podeszła do mnie z butelką ukazując nalepkę z napisem "Malibu".

- No nieee.... Błagam, głowa do tej pory mi pęka a wy chcecie mnie znowu upić, bezczelne pizdy..- spojrzałam z obawą w oczach choć wiedziały, że udaję zmartwioną.

- Chodźmy do salonu.- Kels w końcu się odezwała chichocząc.

- Kels. A ty coś taka rozbawiona? Naćpałaś się czegoś czy jak?- zapytałam śmiejąc się bo wiedziałam, że to nie nigdy by nie nastąpiło w życiu Kels.

- Może trochę... - Kels znowu zachichotała a moje oczy momentalnie zrobiły się wielkie.

- Że słucham?! Co? Jak? Z kim? Dlaczego? Po co? I dlaczego mnie nic nie powiedziałaś? Łeb by przestał mnie boleć. - powiedziałam oburzona ale zdradziłam się wybuchając śmiechem.

- Z Fredrem i Marcusem. Powiedzieli, że mają tego trochę więc wzięłam kilka buchów i zostałam zielarką. - przerwała nagłym napadem histerycznego śmiechu a ja spojrzałam na Demi i Ash.

- Co ci się znowu, kurwa dzieję? - zapytała Ash.

- Nic, nic... Poprostu... wyglądasz jak...  Og...Ogórek...- wydukała z siebie Kels dławiąc się śmiechem i plując śliną w stronę Ash. Spojrzałyśmy na Kels jak na idiotkę.

- Chcę mi się pić. Mam Saharę w ustach. - poskarżyła się układając usta w ciup.

- To idź sobie nalej wody...albo czekaj ja ci naleję bo nie wiadomo co ci odjebie. Chodź. - wzięłam za rękę Kels i zaprowadziłam ją do kuchni gdzie poczułam smród palonego popcornu.

- Ja pierdole... ja pierdoleeeee.... no nieee...! Dziewczyny!!! Help me right now! Popcorn zginął śmiercią tragiczną... - krzyknęłam otwierając okno w kuchni i wymachując rękoma w celu wypieprzenia dymu z pomieszczenia. W tym samym czasie Kels zaczęła krzyczeć

- Ratunku!!! Pomocy! Niech ktoś nam pomoże! - zaczęła płakać.

- Kels... uspokój się, to tylko popcorn się spalił. - spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Pomoooocy!!! - krzyczała zdzierając sobie coraz mocniej gardło.

- Kels! Uspokój się! - zaczęłam potrząsać jej ramiona, żeby na mnie chociaż spojrzała i się skupiła. Ale była tak ujarana, że nie słuchała co się do niej mówiło.W tym samym czasie powolnym ruchem wpełzły Demi i Ashley do kuchni rozmachując dym rękoma.

- Co się tu do cholery dzieję? - zapytała Demi.

- Pomóżcie mi! Pali się! Zaraz dom się spali! Pomocy! - krzyczała coraz głośniej Kels z rozmazanym tuszem pod oczami od łez.- Pomocy! - powtarzała.

- Ashley, wyjmij mleko z lodówki i weź stąd Kels bo zaraz ocipieje albo coś jej zrobię! Jak kocham tą dziewczynę tak jej teraz nienawidzę! - powiedziała Demi. Ash wyjęła z lodówki mleko, wzięła Kelsey z kuchni i poszły do mnie na piętro, aby Kelsey się uspokoiła. My z Demi ogarnęłyśmy kuchnie. Dzięki Bogu, to tylko dym i smród spalonego popcornu, więc wystarczy wywietrzyć pomieszczenie. Pootwierałyśmy okna w każdym pomieszczeniu znajdującym się w dolnej części domu. Po dwudziestu minutach dołączyły do nas dziewczyny. Kelsey wyglądała już na normalną, a Ashley niosła w ręce puste opakowanie po mleku.

- No bez jaj, że wypiłaś całą zawartość kartonu! - powiedziałam wyrzucając ręce ku niebu.

- Taa i połowę wyrzygała - powiedziała Ashley nie dając nic powiedzieć biednej Kels.

- To co Kelsey, oczyszczający kielon na dobre rozpoczęcie dnia bez fazy? - zaśmiałam się.

- Bardzo dobry pomysł! - powiedziała i uśmiechnęła się promiennie.

- Witamy starą Kels wśród żywych i normalnych. - powiedziała Demi, a my wybuchnęłyśmy nieopanowanym śmiechem. Poszłam po kieliszki do kuchni, w której dalej śmierdziało spalonym popcornem, wspięłam się na krześle do najwyższej półki i wyjęłam je na blat barku. Zeszłam z krzesełka, wzięłam kieliszki i cole z lodówki. Ashley już stała z otwartą butelką malibu w ręce i uśmiechała się do butelki. Spojrzałam na nią lekko zdezorientowana, no ale jak kto lubi. Nie wnikam.

- Dobra, to jedziemy dziewczęta! - wydałam z siebie okrzyk bojowy, a Demi jak to ona zakryła twarz dłonią. Wytargałam z rąk Ashley butelkę, a ona zrobiła minę obrażonej kaczki. Kelsey nie mogła i zaniosła się śmiechem. Chichot zaraz zamienił się w śmiech starej baby jagi.

- Kels! A ty z czego się śmiejesz?! - spojrzałam porozumiewawczo na Ashley. W tym samym momencie rzuciłyśmy się wrzeszcząc na Kelsey i łaskocząc ją w boki.

- Nie... Błagam... Ju...Już nie... Prze... Przestańcie! - pluła śliną śmiejąc i wijąc się po podłodze. Zeszłyśmy z niej widząc, że robi się purpurowa na twarzy. Demi odchrząknęła a my spojrzałyśmy na nią z Ash widząc, że Kels jeszcze wije się po podłodzę.

- No... to może w końcu się napijemy, co? - zapytała zniecierpliwiona poruszając brwiami.

- Demi... Czy coś się stało, że jesteś dziś jakaś ... Inna? - Ashley zapytała z troską w głosie. Demi spojrzała na mnie a ja poczułam się dziwnie podejrzliwie. Posłałam jej pytające spojrzenie ale nic nie powiedziała.

- Mmm... No to lej a nie czekaj. - Kels uśmiechnęła się wreszcie przestając się śmiać i wstając z podłogi.

- Hej, Demi... - zaczęłam z troską widząc zdenerwowanie i smutek na jej twarzy - Nam możesz powiedzieć, jesteśmy rodziną. - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Martwię się. Martwię się o chłopców... - na moją twarz malowało się zdziwienie, ale nie odzywałyśmy się z Ashley i Kels czekając aż dokończy mówić. - Martwię się, że Justin znowu chcę zakumplować się z Fredrem. - Demi spojrzała na mnie ze smutkiem na twarzy. - Podejrzewam, że znowu chcę się wpieprzyć w naszą paczkę i znowu poróżnić nas wszystkich z tobą, Sel. - powiedziała naciskając na "znowu"a ja zamarłam. Czyżby mój sen stawał się choć odrobinę realistyczny?

*Nie... Tylko nie on...*


Instynktownie przygryzłam wnętrze policzka. Ashley spojrzała na mnie i wiedziała o czym myślę. Mój sen wydawał się tak realistyczny... Zawładnął mną smutek. Spojrzałam na swoje palce u stóp mimowolnie nimi poruszając. Do tej pory pamiętam jak zdradził mnie z Dianą, nie odzywał się ponad miesiąc i w święta się dopiero przyznał, wysyłając mi sms, że musi mi coś powiedzieć. Wiedziałam o co chodzi, ale wcześniej wierzyłam i miałam nadzieję, że to może jednak nie prawda, że wszyscy nam zazdroszczą takich uczuć, których oni wtedy nie doświadczali. Serce porwał na milion kawałków, płakałam nocami, chodziłam w miejsca, gdzie było niebezpiecznie mając nadzieję, że ktoś mnie zaatakuję i trafię do szpitala po czym się obudzę we własnym łóżku i powiem, że na szczęście to wszystko to tylko sen i zaraz spotkam się z Justinem i go pocałuję na przywitanie, nie chciałam żyć, wierzyłam w to, że mnie kochał, przyjaciele zamartwiali się o mnie gdy znikałam na całe dni z domu nikomu nic nie mówiąc i nie odbierając od nikogo telefonów, nie mogłam spać, mama poszła ze mną do lekarza, żeby przypisał mi tabletki nasenne, któregoś dnia... któregoś dnia wymieszałam je z dwoma piwami przed szkołą. Nie poszłam do szkoły bo wiedziałam, że ON tam będzie i kiedy Fredro do mnie zadzwonił, odebrałam a on niemal natychmiast zapytał czemu nie ma mnie w szkole wtedy powoli powiedziałam, że jestem sama w domu, że połknęłam dużo tabletek nasennych i przepiłam je piwem i żeby przybiegł mi pomóc, że jestem sama i... wtedy zapadła cisza w telefonie. Obudziłam się nad sedesem w swoim domu, Fredrowi kapały łzy z twarzy na mój policzek. 
- Selena, błagam! Musisz żyć! Ocknij się! - usłyszałam kiedy uniosłam ciężkie powieki.W tym samym momencie zwymiotowałam do toalety.
- Boże... Fredro... - powiedziałam niemal niesłyszalnie, jednak Fredro usłyszał i zaszlochał ocierając jedną dłonią twarz z łez i uśmiechnął się do mnie przytulając mnie jak najmocniej. Czułam jak jestem cała spocona i nie mogę się ruszać pod wpływem tabletek, które zwiotczyły moje mięśnie. - Przepraszam. -wyszeptałam mu do ucha.
- Było blisko. Dobrze, że jesteś tutaj, ze mną, wśród żywych. 



Nagle poczułam szturchnięcie.



- Sel! Uspokój się! Jesteśmy tutaj z tobą i wszystko jest w porządku...- krzyknęła do mnie Ash. Zauważyłam, że przez ten cały czas, kiedy się zatraciłam w niedalekiej przeszłości cały czas kapały na podłogę moje łzy i zauważając to podniosłam głowę.



- Nienawidzę skurwiela. - powiedziałam i wybuchnęłam niekontrolowanym szlochem. Dziewczyny zaraz zamknęły mnie w grupowym uścisku powodując, że przez chwilę nie mogłam oddychać. Co jak co, ale kocham te wariatki nad życie i nie wiem co bym bez nich zrobiła. 

- Jesteśmy tu dla Ciebie i nikogo więcej, pamiętaj. - powiedziała Kels. Fajnie jest mieć taką zgraną rodzinkę. 



- Dobra, koniec tego użalania się nad sobą, - powiedziałam podnosząc głowę do góry i wycierając ostatnie łzy z policzków. - Dawajcie tą wódkę! - okrzyknęłam i uśmiechnęłam się szczerze. 



- No, i taka nam się podobasz! - odrzekła Ashley i dała mi buziaka w policzek. Wzięłam butelkę do ręki i rozlałam kolejno do kieliszków. Demi otworzyła cole, żebyśmy miały szybciej do popity. Pierwsza kolejka, poleciała bez jakichkolwiek grymasów na twarzach. Kolejne kolejki już popijałyśmy bo inaczej się nie dało. Za bardzo wyżerało gardło. Kończąc flaszkę byłyśmy już lekko mówiąc, wstawione. Wzięłam telefon do ręki, aby przejrzeć moje kontakty, napotkałam na Fredra i wybrałam jego numer. 

- Do kogo dzwonisz? - zapytała Ashley, której tym razem język najbardziej się plątał. 



- Do Fredra. - odpowiedziałam jej z uśmiechem. 



- Selly, czy ty oby na pewno chcesz, aby przyszli chłopcy? - zapytała Demi, która w sumie była najbardziej trzeźwa. 



- Tak, myślę że tak. Dlaczego miałby być to zły pomysł? - zapytałam lekko zmieszana, bo nie do końca wiedziałam o co jej chodzi. 



- Emm, że tak powiem... Ashley, Ryan... Razem, kiedy ona jest lekko nieogarnięta... To nie może być nic dobrego. - powiedziała poważnym tonem. 



- Spokojnie, nic się nie stanie. Wszystko mam pod kontrolą. - uśmiechnęłam się, a w słuchawce usłyszałam głos przyjaciela. 



- Halo?



- No siema, wbijacie z chłopakami do mnie? Poprawiny wczorajszej imprezy. 



- Hmm wbijamy czyli kto? 



- No ty i reszta ciołków. 



- No dobra, to zbiorę ich i zaraz będziemy. 



- Okej, czekamy. 

W czasie, kiedy chłopcy mieli przyjść, włączyłam wierzę, w której akurat była płyta Lil Wayne'a. Coś dobrego na imprezę. Spojrzałam na Ashley, która w momencie się ożywiła. Kochała jego styl, a tym bardziej piosenki, jakie wykonywał z Drake'm. Pierwsza włączyła się piosenka "She Will". Ash od razu wstała i zaczęła kołysać biodrami w rytm piosenki.
She just started to pop it for a nigga

And look back and tell me “baby, its real”
And I say I aint doubt you for a second
I squeeze it and I can tell how it feel *

Dziewczyny spojrzały na siebie, po czym nic więcej nie mówiąc też zaczęły tańczyć. Dołączyłam do nich, kiedy nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. 

- Wejść! - Wydarłam się na cały dom, tak aby usłyszeli mnie mimo głośnej muzyki. Chłopcy ukazali się w drzwiach, a my dalej tańczyłyśmy.